
Divinity: Dragon Commander – recenzja cdaction.pl

Nie należy zapominać, że belgijskie Larian Studios nigdy nie trzymało się kurczowo sprawdzonego schematu. Seria Divinity od początku ewoluowała, czerpiąc inspiracje z innych doskonałych produkcji, takich jak Diablo czy gry z serii The Elder Scrolls. W przypadku Dragon Commander możemy jednak śmiało mówić o rewolucji. Produkcja lawiruje pomiędzy strategią czasu rzeczywistego, taktyczną turówką i symulatorem smoka, dorzucając przy okazji karciankę oraz zarządzanie państwem. Dopiero gdzieś w tle przypomina nam o korzeniach serii, wplatając elementy RPG. To dużo gatunków jak na jedną grę zaledwie czterdziestoosobowego studia. Co ciekawe, nie mamy tu do czynienia z jednolitą masą, w której da się wyczuć poszczególne składniki – każdy element Dragon Commander ma swoje z góry narzucone miejsce, przez co często odnosimy wrażenie, że gramy w kilka gier naraz.
W Divinity: Dragon Commander wcielamy się w rolę nieślubnego syna pewnego zmarłego władcy i równie martwej smoczycy. Naszym zadaniem (przekazanym przez znanego z Divinity 2 maga Maxosa) jest odbudować i zjednoczyć królestwo. Nie przyjdzie nam to łatwo: podzielone są bowiem nie tylko tereny, których dużą część zagarnęło nasze skłócone i opętane żądzą władzy rodzeństwo. Jako nowemu władcy przyjdzie nam godzić ze sobą również pałające wzajemną nienawiścią rasy, zamieszkujące obszar naszego przyszłego imperium. Pojednać będziemy musieli nawet naszych generałów, z których każdy stanowi bardzo wyrazistą postać o własnej osobowości i opiniach.

Co więc składa się na rozgrywkę w Divinity: Dragon Commander? Jest ona podzielona na tury, każda z tych tur zaś zaczyna się od rozmów, jakie odbywamy z podległymi (choć wcale nieskorymi do okazywania uległości) generałami, naszym najważniejszym doradcą – Maxosem, a także politykami reprezentującymi pięć ras: nieumarłych, elfy, krasnoludów, chochliki oraz jaszczury.
W tej części tury podejmujemy decyzje istotne nie tylko dla przebiegu przyszłych podbojów, ale też zyskujemy poparcie – zarówno polityków, jak i dowódców oddziałów. Ci pierwsi zajmować nas będą sprawami państwowymi – z jednej strony podatkami, refundacjami, z drugiej na przykład legalizacją elfickich narkotyków czy małżeństw homoseksualnych. Dając zielone światło ostatniej z tych kwestii, zjednamy sobie jedną z naszych żeńskich generałów czy przedstawiciela rasy elfów, ale wzburzymy ultrareligijnych nieumarłych. Kluczem okaże się odnalezienie złotego środka, który zapewni nam poparcie każdego z reprezentowanych stanowisk. Ta nieustanna niezgoda, konflikty interesów i ludzkie odruchy w kwestiach wagi państwowej świadczą o perfekcji, z jaką twórcy przenieśli tak dobrze znane nam mechanizmy społeczno-polityczne do świata gry. W związku z tym, że w ciągu całej kampanii dla jednego gracza każdy zdąży pokłócić się z każdym, władcy niełatwo będzie skupić się na tym, co stanowi kwestię niemniej istotną od spraw wewnętrznych – na podbojach.

Ta część rozgrywki rozpoczyna się rzutem kamery na mapę, na której bez presji czasu zaplanujemy nasze militarne kroki. Tu zadecydujemy o wstępnym tworzeniu jednostek, budowie fabryk czy kopalń, przeniesiemy nasze jednostki na tereny neutralne lub wrogie albo wstrzymamy się z którymś z tych elementów do następnej tury. Tutaj twórcy urozmaicili rozgrywkę kartami – w zależności od ich rodzaju, pozwolą nam one przyspieszyć rozwój naszych terenów albo sabotować obszary zajęte przez wroga. To jednak nie wszystko – odpowiednie karty wzmocnią nasze jednostki i osłabią te należące do przeciwników, gdy przyjdzie czas na kolejną część rozgrywki, czyli bitwę.
Bitwy nie odbywają się, rzecz jasna, w każdej turze – dochodzi do nich, gdy co najmniej jedna nasza jednostka spotka się na tej samej części mapy z jednostką wrogą. Wtedy to pojawi się interfejs wyboru kart, których efekty zastosowane zostaną podczas potyczki, a także niezmiernie istotny wybór dowódcy. Do dyspozycji mamy czwórkę generałów o różnej specjalizacji, która zadecyduje o szansach na wygraną, podanych w procentach. Zależnie od tych szans, budżetu, a także widzimisię gracza, możemy też wybrać, że bitwa rozegra się sama lub też osobiście poprowadzimy nasze oddziały do zwycięstwa. Wybór tej opcji rozpocznie tę „właściwą” bitwę, przełączając nas na znany z gier RTS widok z lotu ptaka.

Forma rozgrywki różni się jednak diametralnie od tej, do której przyzwyczaiły nas takie gry, jak StarCraft czy seria Command & Conquer, między innymi za sprawą możliwości przeobrażenia się w smoka z jetpackiem na grzbiecie (naprawdę!) i wzięcia sprawy w swoje szpony. W chwili przemiany, Dragon Commander przestaje być RTS-em i staje się dynamiczną strzelanką. Wkracza też element RPG – przed bitwami odblokowujemy bowiem nowe umiejętności naszego smoczego rycerza i aktywujemy je w walce, używając przypisanych im skrótów klawiszowych. Możemy więc przelecieć nad wrogami, krwiożerczymi podmuchami zasiać zniszczenie, a następnie wrócić do swoich oddziałów i kontynuować rozgrywkę jako wyrachowany strateg.
Oprócz kampanii singlowej, w grze obecne są dwa tryby multiplayerowe: kooperacja oraz rywalizacja. Stanowią one właściwie odpowiednio wykrojone elementy kampanii, z niezbędnymi modyfikacjami. Zasadniczą różnicą w potyczce z innym graczem jest fakt, że po drugiej stronie także znajduje się smok.
Obok świetnych dialogów, zajmującej historii i steampunkowo-średniowiecznego klimatu, jednym z najjaśniejszych aspektów Divinity: Dragon Commander jest mnogość wyborów, które podejmować będziemy na każdym kroku. Oprócz decyzji, które zdeterminują przyszły kształt naszego imperium, twórcy zostawili nam bardzo elastyczny dobór stylu rozgrywki. Jeżeli na przykład nie czujecie się dobrze w konwencji RTS, możecie całkowicie zrezygnować z bitew w czasie rzeczywistym. Nie lubicie mozolnego i misternego planowania przy statycznej mapie? Proszę bardzo – sami poprowadźcie oddziały, „na żywo” opracowując strategię.
Styl, z jakim studio Larian poradziło sobie z tak eklektyczną produkcją, jest równie zaskakujący, co sama lista gatunków, z których gra czerpie. Nie można jednak nie wspomnieć, że Divinity: Dragon Commander to właściwie nie jest RPG, karcianka, ani nawet RTS. Żaden z tych elementów nie został rozwinięty na tyle, żeby mógł od zaraz stanowić osobną grę: fani strategii odczują więc brak opcji charakterystycznych dla tego gatunku, fani RPG zobaczą średnio rozwinięty system rozwoju postaci, a fani karcianek wzruszą ramionami. Za to fani dobrej rozrywki spędzą z Dragon Commanderem wiele godzin, świetnie się bawiąc.
Ocena: 4+/6
Plusy:
Minusy:
PS W następnym numerze CD-Action będziecie mogli przeczytać recenzję Krigore (wraz z minirecenzją gema), który miał o grze nieco inne zdanie.

Czytaj dalej
30 odpowiedzi do “Divinity: Dragon Commander – recenzja cdaction.pl”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Branża gier została zdominowana przez jednolite produkcje, którym bez złych intencji można przypisać maksymalnie jeden lub dwa gatunki. Czasami jednak zaskakuje nas, wydając na świat tytuł czerpiący z różnych, pozornie wykluczających się modeli rozgrywki. O tym, jak niełatwą sztuką jest zgrabne łączenie gatunków, przekonało się zapewne belgijskie studio Larian. Ich Divinity: Dragon Commander nie okazało się być kolejną wariacją na temat RPG, a potrawą w pięciu, niekiedy sześciu smakach. Potrawą zadziwiająco smaczną.
Źle sie panowie z Larian wstrzelili terminem. Oferują taki miks, moze i niezły, ale po co on komu jak za rogiem czeka Europa Universalis IV (politykowanie) a potem Rome 2 (epickie bitwy przebijajace wszystko co inne gry oferują). Przy takiej konkuirencji Dragon Commander może szybko zniknąć z radarów (zwłaszcza, ze kampanię ma ponoć króciutką). Ja sam kupię kiedyś w promocji, bo teraz całe środkui pienieżne poszły na dzieło Creative Assembly 🙂
Cały rok był usłany strategiami więc i tak niewiele by to dało gdyby wydali grę w innym terminie. Ale i tak wygląda na to że dobrze się ma, przez jeden dzień była 1 na steamie a potem w top 3 przez kolejny. Do tej pory wciąż się utrzymuje w top15 więc wygląda na to że sprzedaż idzie całkiem nieźle. I chyba zasłużenie, bo gra mimo że nie jest przełomowa czy dopracowana jak się tylko da to oferuje ciekawą rozgrywkę i przede wszystkim powiew świeżości ze względu na łączenie gatunków.
Dlaczego w plusach jest Scarlett, a Catherine w minusach? Nie wynika to z recenzji i nie ma sensu, poproszę o jakieś wyjaśnienie
Dlaczego Scarlett jest plusach, a Catherine w minusach? Z recenzji to nie wynika, a chciałbym wiedzieć
@FrankSlade Bo jest FEMINISTKĄ! Wygląda na to że CDA to siedziba podłej SZOWINISTYCZNEJ PROPAGANDY.
No właśnie, też mnie to dziwi. Jest denerwująca z swoją wyższością nad mężczyznami ale to po prostu dobitnie przedstawiona ekstremalna forma feministki. Nie wiem co w tym złego że taka postać się pojawiła. Tak samo jak „Mało rodzajów smoków” podczas gdy mamy do wyboru z ~40 umiejętności w rozwoju? No chyba że chodzi im o modele bo te są 3 (co i tak wystarczy). Ja bym się tam bardziej czepiał części rts (samej w sobie jeśli pominiemy grę smokiem).
Jesli kupie ta gre to glownie po to zeby smokiem polatac,niestety bardzo malo jest takich gier 🙁
Ta gierka jest nr 2 na mojej liście. Więc po zakupie Diablo 3 od razu kupuję to :3
To jeszcze w plusach powinny być np Prospera, bo jest postępowa, a w minusach Henry, bo jest szowinistą etc. Nie wiem jaki ma sens uwzględnianie tylko dwóch postaci, jeśli ma to ważyć na całej recenzji
Must have 😀
@FrankSlade, Xelrah: W życiu bym nie przypuszczał, że ktoś ten żarcik potraktuje poważnie. Następnym razem będę zaznaczał na różowo. 😉
@spikain następnym razem sarkazm zaznaczę na biało ;p Ale serio, w minusach powinien być Yorrick, bo to nadęty bubek
Walki na mapie taktycznej są w tej grze wyjątkowo słabe. Nawet siły początkowe mają niewielkie znaczenie. Opierają się na tym, by w pierwszych sekundach zająć jak najwięcej baz, odeprzeć atak z pomocą fortyfikacji, zająć następną bazę, a potem już zgnieść wroga siłami rozbudowanymi jak w efekcie kuli śnieżnej.|Ustanawianie polityki na pokładzie statku wydaje się zdecydowanie bardziej interesujące. Mam tylko nadzieję, że przekłada się należycie na zakończenie, bo jeszcze nie zdążyłem się o tym przekonać.
Aha, jak feministka to od razu minus? 😛
Wygląda pięknie 🙂
Wreszcie coś zacnego do pogrania.;)
Z rok temu była zapowedź tej gry i wtedy pomyślałam, że trzeba mieć. Teraz wiem, że koniecznie trzeba mieć 🙂 Gra wydaje się bombowa! Twórcze pomieszanie z poplataniem zawsze jest w cenie. Szkoda, że wersja konsolowa wypadła, bo byłaby bezpieczniejsza dla mnie, no ale komp wymagania zalecane spełnia, więc powinien pociągnąć ją bez krztuszenia się 🙂
Naprawdę??Smoki z silnikami odrzutowymi??I co jeszcze??Lasery?Działa fotonowe??Gra pseudo fantasy.Szkoda mi na nią czasu i pieniędzy.Poroniony projekt:-(
Smoki z jetpackiem? Aż se kupiłem 🙂
Nie znoszę połączenia zaawansowana technika + fantasy ;o
Element RTSa jest perfidnie zrobiony pod PvP, smok odgrywa w nim tak, dużą rolę że komputer, który jest go pozbawiony jest na wiele gorszej pozycji. Ogólnie single player z jego decyzjami politycznymi i multiplayer są rewelacyjny. W grze występuje ciekawy system, jeśli któryś z graczy w multi-kampani, w bitwie o terytoria zdecyduje się na RTS’a zaprasza wszystkich do udziału, nie muszą nawet mieć jednostek, dostają pozycje startową i walczą, jedyna metoda która nie zaprasza każdego to szybka bitwa.
Ostatnim gatunkowym mixem, w który grałem, a który dostarczył mi frajdy i niezapomnianych wrażeń, był kultowy Giants: Citizen Kabuto. Dragon Commander umieszczam na liście życzeń.
Czyli trzeba nadal czekać na spadkobierce Spellforce: The Order of Dawn 🙂 , najlepsze połączenie RPG i RTS ever. Gdzie każdy element był na wysokim poziomie. Ale w Dragon Commander nie omieszkam zagrać wcześniej czy później.
z ceną troche przesadzili
Pamiętając recenzję Divinity 2 gema to się domyślam jakie ma zdanie 😛 Co do Divinity 2 to miał 100 % rację, żenada, ciekawe jak tutaj.
7+, według starej skali. :>
Chyba jedna z najdziwniejszych gier jakie wyszły. Jak dla mnie na siłę chcieli ubić kilka gatunków w jeden + klimat wymieszanego sc-fantasy. Jeśli ktoś chce być „pro” w tej grze to musi być alfą i omegą i ogarniać te wszystkie aspekty gry, a z doświadczenia wiem, że takich ludzi jest niewiele(albo nawet nie istnieją wcale) więc ciężko będzie jakoś ogarnąć tą grę to i jej grywalność też będzie przeciętna. Przekombinowali i tyle. Widziałam gameplay z tej gry u Wonziu i naprawdę nie sposób się połapać.
Czyli 8 według normalnej skali
Grałen w bete akurat rozdawano klucze pograłem trochę i powiem że gra całkiem fajna ale nie chciało mi się grać za dużo do ogarnięcia.Wszystko przepaowane na siłe.