
[Słowo na niedzielę] Crowdfunding mówi „sprawdzam”
![[Słowo na niedzielę] Crowdfunding mówi „sprawdzam”](https://staging.cdaction.pl/wp-content/uploads/2025/03/a9fa6a2f-bf8c-42b0-a2a4-335254ab1998.jpeg)
Kiedy przed rokiem Schafer zwrócił się do graczy z prośbą o kasę na Kickstarterze, wielu mówiło o trafnym posunięciu. Szczery przekaz, uzależnienie od fanów, biznesowy model społecznego zaufania, niezależność i tak dalej – hasła pochwalne nie miały końca. Hurraoptymizm porwał nawet mnie, czemu też dałem wyraz. Później przyszedł czas na (kolejność losowa) Briana Fargo, Ala Lowe, Petera Molyneux, Chrisa Avellone i resztę śmietanki nieco zapomnianej przez współczesność. Ludzi wyczuwających kolejną szansę na sukces, twórców mijającej epoki… no właśnie. Może w tym tkwi jedna z przyczyn problemu, który wyszedł na jaw w przypadku Double Fine?
W otwartym liście do graczy Schafer przyznał się, że „przeprojektował” grę. Ot, doświadczenie podpowiada mu, że aby wszystko w grze zatrybiło, odpowiedni fragment całości musi zająć fabuła, postacie, rozgrywka i cała reszta składników. Tyle, że Schafer w kontekście przygodówek nie myśli kategoriami Wadjeteye Games, którego ekipa – częściowo dzięki Kickstarterowi – tworzyła zróżnicowane mechanicznie cudeńka na niewielką skalę. Dla szefa Double Fine dobrze zaprojektowana przygodówka to Monkey Island lub Maniac Mansion. Owszem, ludzie się zmieniają, zdają sprawę z nowych trendów, a studio Schafera wydało kilka niezłych gier w czasach post-lucasartsowskich. Tym niemniej nie stworzył on żadnej przygodówki od czasów Grim Fandango, czyli od piętnastu lat. Przez ten czas nie ćwiczył nowych form gatunku, nie miał okazji sprawdzić swoich możliwości.
I być może tutaj tkwi jedno ze źródeł problemu. Po ostatnich doniesieniach z Double Fine wiele osób słusznie podkreślało, że zamiast kombinacji z kolejnymi modelami finansowania, branży gier przydałby się mocny powiew świeżości w kwestii zarządzania projektem. Raporty Square Enix zrodziły podobne dyskusje – kiedy na rynek wjeżdża nowa odsłona znanej marki, która sprzedaje się w kilkumilionowym nakładzie, a firma jest niezadowolona, to coś źle tu działa. Z drugiej strony, kiedy studio prosi o 400 tysięcy, dostaje kilka razy więcej i po samodzielnym zorganizowaniu budżetu nie może sobie poradzić… to działa jeszcze gorzej. Zwłaszcza w zestawieniu z ostatnią odezwą Schafera, w której przyznał, że nawet po zebraniu gotówki ze strychu biurowca pieniędzy nie starcza… choć niedługo potem znalazły się w piwnicy i magicznym sposobem przestano ich szukać.
Patrząc na wiele firm i twórców z tradycjami można zauważyć, że stare struktury – nieważne, czy u gigantów, czy bardziej niezależnych weteranów – mocno rdzewieją. Bo nie jest przypadkiem, że ostatnio dużo więcej powodów do radości mają indory, które dawnych metod – jako twórcy – nie mogli nigdy poznać. Zresztą, to chyba żadna tajemnica, że nawet po naszej stronie barykady od nowej generacji często oczekuje się nowych (PRAWDZIWIE nowych) twórców i wizjonerów, mogących rozkruszyć zasady, z których nigdy nie czerpali i nie zaczerpią.
Trzeba jednak zwrócić uwagę na to, co mówili przeciwnicy Kickstartera od samego początku – tu nikt tak naprawdę nie daje gwarancji, że towar, który w ciemno wspieramy finansowo, trafi do naszych rąk. Wystarczy zresztą spojrzeć na nazwę platformy. Jej zadaniem jest dać kopa na start projektu, nie zaś brać odpowiedzialność za sukces całości. Twórcy, którzy obiecują egzemplarze gry, której powstanie jest niewiadomą do dnia premiery i ustalają szalone cele progów zarobkowych, sami są za siebie odpowiedzialni. Crowdfunding to model społecznego zaufania, w którym plusem jest omijanie kilku rynkowych przeszkód, ale minusem wieczna niepewność inwestycji w dobre słowo. Pamiętajmy bowiem, że z piątki najlepiej zarabiających projektów w kategorii gier świat zobaczył jedynie Ouyę i nie był z tego widoku specjalnie zadowolony. Pozostałe cztery zarobiły mnóstwo dolarów na stosie deklaracji, tworząc bańkę oczekiwań i wniosków – ogłoszono sukces Kickstartera na bazie nieistniejących produkcji. Platforma wciąż surfuje na fali tej opinii, wyczekując na twardą weryfikację po premierach Broken Age, Project Eternity, Wasteland 2 czy nowego Tormenta. Klops Double Fine to zatem żadna nowość, ale bliskie i wyraźne studium przypadku.
Trudno jednak stwierdzić, czy dobrze się dzieje z Broken Age. Z jednej strony całą sprawę można uznać za zniechęcającą. Twórców, bo na Kickstarterze szukanie funduszy nie musi się skończyć. Graczy, bo zapaliła się pierwsza czerwona lampka, wskazująca, że nawet słowa twórcy z doświadczeniem mogą nie być w pełni wiarygodne. Fani Schafera też zapewne z ukosa spojrzeli na sytuację, w której – w skrócie – ich idol najpierw prosi o pieniądze, a potem mówi, że żartował. Sprawa może też smucić samą ekipę Kickstartera, bo nigdy nie jest miło, gdy w murach firmy dochodzi do nieporozumień.
A może to dobra lekcja? Może darczyńcy zastanowią się o dwadzieścia sekund dłużej, zanim wesprą kolejny projekt? Może twórcy będą musieli powalczyć o pieniądze czymś więcej, niż znanym nazwiskiem i pięknomową? Może poprawią się humory tych mniejszych, którzy przygnieceni szturmem weteranów na Kickstarterze stracili swoje miejsce i wieszczyli śmierć platformy?

Czytaj dalej
30 odpowiedzi do “[Słowo na niedzielę] Crowdfunding mówi „sprawdzam””
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Problem nie leży w samym crowdfundingu i to nie z samej jego definicji wynika ryzyko. To Kickstarter jest zepsuty i przygotujcie się na więcej takich cyrków. Nie mam zamiaru pisać tutaj czemu. Odsyłam tutaj – http:forum.cdaction.pl/index.php?app=blog&module=display§ion=blog&blogid=3545&showentry=39985
Nie wiem dlaczego ale mam wrażenie, że Double Fine leci w kulki. Potrzebowali 400k$ na dokończenie czyli ostatnie szlify itp. A tu nagle 3kk to za mało. Doświadczone studio, wie ile kosztuje dany etap, na co mogą sobie pozwolić za taką kasę a jednak co okazało się, ze robią grę pokroju TES:S lub Wiedźmin3? Wystawili kolejny projekt na kickstarter MASSIVE CHALICE., którego filmiku z rozgrywki nikt nie widział, chcieli 725k dostali 1.2kk, jak nic kasa ta idzie na ich poprzedni projekt…..
a gdy Broken Age się sprzeda, który prawie cały jest zrobiony za $$ z KS to zrobią Massive Chalice. Jak to jest, że na dokończenie większej gry potrzebowali mniej kasy, przy czym im się nie udało skończyć, a na mniejszą potrzebują mnie i obstawiam, że też będą problemy. Na KS powinien być limit 1 gra finansowana, jak zostanie wydane to wtedy następna.
Prędzej czy później(prędzej) skończy sie szał na ten kickstarter
@Maniutek7|Nie byłbym taki pewien. Pomimo wielu niewypałów, nadal sporo gier się ufundowało i się gra.
Kickstarter nie jest tylko platformą dla gier…
@Wolfur – słuszna uwaga, jeśli chodzi o mniejsze projekty to nieraz może się sprawdzić.
Po pierwsze, to Schaferowi nie wierzę, po tym jak zaśpiewał 12 milionów za PSychonauts 2… Po drugie, to kontrargumentem dla OUYA zawsze będzie Oculus Rift, który jak na razie ma same pochlebne opinie, a oba projekty są w fazie rozsyłania zestawów developerskich. Po trzecie, to coś tu jest nie tak. Kickstarter miał być dla małych grup nie mających kasy na swój projekt, a tu rzuciły się psy na mięso, serio, tylko dla mnie jest coś nie tak, gdy facet, który był w kosmosie (!!!!) prosi o kasę na nową grę?
Mniejsze projekty na razie się sprawdziły. FTL, Expeditions Conquistador. Pod koniec lipca Shadowrun, który na filmikach prezentuje się świetnie. To będzie pierwszy większy sprawdzian. Byle do jesieni i Wastelanda 2. Ja jestem dobrej myśli.
@Sycho14|To że kickstarter oryginalne miał pomagać tym co nie mają kasy na zaczęcie działalności to jedno, a to że jednocześnie jest niesamowicie wygodnym sposobem dystrybucji gier to drugie. „Normalnie”, inwestujesz pieniądze w produkcję, potem promocję i dystrybucję, i liczysz na to że się sprzeda i zwróci/zarobisz. Tutaj promocja i dystrybucja jest prawie darmowa, a gra 'sprzedana’ zanim zaczniesz prace. Nie ważne jak bogaty ktoś jest, wydawanie gier Kickstarterem jest wielkim ułatwieniem, jeśli się uda.
„Klops Double Fine to zatem żadna nowość, ale bliskie i wyraźne studium przypadku”|Adzior, szanuję Cię najbardziej z całej gamy i wachlarza redaktorów, ale nie rozumiem, co przez to rozumiesz. Mam nadzieję i ufam, że to moja głupota, nie Twoje grafomaństwo.
Wszyscy jakoś dziwnie podchodzą do tego – że niby to wszystko jest takie łatwe do przewidzenia itd. Jeśli ktoś mówi, że doświadczone studio powinno być w stanie przewidzieć dokładnie ile coś będzie kosztować, to chyba nigdy nie programował więcej, niż hello world. Czasem tak bywa, że pojawi się problem, który się rozwiązuje tydzień, czasem coś dobrze wygląda na papierze, a jak się postawi prototyp, to się okazuje, że nie jest „fajne” jako mechanika gry. Szczególnie ciężko jest coś dokładnie zaplanować,
kiedy zmienia się założenia projektu – Broken Age miał być znacznie mniejszy, ale został przeskalowany na większy budżet, co mogło spowodować dalsze opóźnienia. Ludzie chcieli mieć większy wgląd w to, jak powstaje gra, a kiedy takowy dostali, to płaczą, że nie wszystko idzie jak po sznurku i/lub jak sobie wyobrażali. Fakt, Shafer trochę przeszarżował i wkradł się pewnie mały feature creep, ale nie ma co rozdzierać szat – zaistniała sytuacja to nic nadzwyczajnego czy nietypowego.
Akodo, co masz na myśli, pisząc o „feature creep” w Broken Age? Zaciekawiłeś mnie niezmiernie tym terminem 😀
@UP feature creep jest kiedy twórcy dodają za dużo nowych elementów gry, wydłużając, komplikując, a czasem kompletnie ubijając proces tworzenia gry.
Double Fine kiedy w końcu wyda grę będzie strasznie niezadowolony z jej sprzedaży. Wpierw sprzedał idee na grę, teraz chcę sprzedać wcześniejszą betę. Kto w takim razie kupi tę grę po premierze? Wszyscy, który chcieli to wydadzą pieniądze już na etapie early acess dostając 1/2 gry. To źle, że cała ta kasa idzie na jej produkcje.
Osobiście kupię grę dopiero, kiedy będzie gotowa. A i to nie jest pewne. Kickstarter to kupowanie kota w worku… Co było jasne od zawsze.|Nie, żebym miał coś przeciw kotom – nawet w workach. Przytulaśne zwierzątka. A i kebab zawsze można w razie czego zrobić. Ale nie łudźmy się – jakość poza workami jest generalnie wyższa.
Ludzie troszkę przehype’owują Kickstartera. Pomysł w założeniach bardzo fajny, ale nie ma co wieścić sukcesu / porażki przed zobaczeniem kilku finalnych produktów (najlepiej tych największych). Sam dołożyłem się do Wastelanda i Tormenta, ale bardziej w ramach eksperymentu. Jeśli gry wypalą to prawdopodobnie wesprę więcej projektów. Składam też właśnie preorder na Shadowrun Returns, bo gra nawet w Alphie wygląda naprawdę dobrze.
Pare dni temu pojawił się sandboxowy staroszkolny RPG „Legends of Dawn” zrobiony przez nowe studio Dreamatrix. Oczywiście fundusze na gre zdobyto dzięki kickstarterowi. Koncept na gre jest fajny i niektóre elementy są naprawde świeże. A gra jako całość jest niegrywalna. Spartolone jest dosłownie wszystko, od Engine’u gry po zwykła mape czy prace kamery, i jak się muszą czuć teraz Ci wszyscy którzy wyłożyli swoje pieniądze i czekali nie wiadomo ile wierząc w piękne słowa . Ja bym się czuł jak idiota…
Nie wieże że nikt nie był świadom tego że nie wszystkie projekty z Kickstartera muszą wypalić. XD|W jakim świecie żyją ci ludzie? Wspierając projekt bierze się po uwagę wszystkie okoliczności, nie tylko to że sam koncept nieźle się zapowiada. A biorąc po uwagę fakt że opóźnienia i przewalanie całego budżetu to nie pierwszyzna dla ekipy Schafera ich gra nie powinna dostać ani centa, a już na pewno nie 8 razy tyle ile potrzebowali.
Mam nadzieję że nowym Tormentem też coś nie wypali. Butthurt będzie przepyszny a może nawet ludzie wybudzą się z tego transu i czegoś się nauczą. Sam fakt że nad developerami nie czuwa żaden wydawca jeszcze nic nie znaczy.
Ja nie „wieże” w to co przeczytałem. zero0zero0
Hehe, wszyscy łapią się na „wieże”. Zgłoś się do mnie jak będziesz miał coś do powiedzenia.
Nie „łapią się” a „łapią mnie”. I nie komentuj jak nie masz do powiedzenia nic poza damage control. Co do kickstartera – FTL jest nadal świetny, Shadowrun z drugiej strony jest zbyt okrojony i przytępiony, jak na mój gust. A co do podziału (połamania GET IT GET IT) Broken Age na dwie części – Double Fine nie powiedziało przypadkiem, że jak ktoś kupi pierwszą część, to i drugą ma za darmo? Bo coś mi się zdaje, że tak było i dotyczy to zarówno backerów jak i kupujących po wydaniu,
Aj tam, Kickstarter nie jest zły – Strike Suit Zero jest naprawdę bardzo dobrą produkcją, dającą mnóstwo radochy, Expeditions: Conquistador czy FTL tak samo. A tak chwilowo wszyscy tylko patrzą na Tima „3.3” Schafera, ignorując dobre gry, które już powstały.
Problemem Szafera bylo to, ze dostal znacznie wiecej kasy niz chcial i po prostu nie wiedzial, co z nia zrobic. Gdyby zrobil pierwotny plan to ludzie by sie dziwili, ze za kilka milionow „taka flashowka wyszla” i dlatego calosc zmienil. Gdybym byl tworca Kickstarterowym, nie dodawalbym nowych progow tylko powiedzial: robie mala, 5 godzinna gre, jak dacie mi 5 milionow dalej dostaniecie mala 5 godzinna gre.Te pozniejsze progi na ogol nie maja za duzo sensu i widac, ze robione sa na szybciora – to sie zemsci.
@bohater8 – To chyba najlepsze założenie. Trzymać się koncepcji. Jak więcej ludzi zapłaci to po prostu więcej egzemplarzy pójdzie do rozdania i pracować będzie można z bardziej spokojną głową i tyle. Nadwyżka jest wtedy traktowana jako pewien zysk. Inaczej można przekombinować i dodać sobie niespodziewanych problemów. Dodatkowe fundusze już lepiej wydać na przyspieszenie prac lub dodatkową optymalizację i testy niż dodatkowe elementy, dzięki którym nie koniecznie będzie lepiej.
bohater8 chyba uderzył w sedno sprawy – nowe features najwyraźniej nie tak łatwo wycenić i o ile te 400 k by spokojnie starczyło na zakończenie gry w obiecanym stanie to 3, czy też 2 miliony na spełnienie wymarzonych progów to już nie bardzo.
@JanJakub – że te zagrożenia były znane już wcześniej (dlatego nic nowego) ale ta konkretna sprawa pokazała je w praktyce na żywym materiale (dlatego bliski przypadek). Mam nadzieję, że rozjaśniłem 😉
Ryzyko wcale nie jest takie wielkie jeśli kasa idzie dla studia które wyrobiło już sobie markę – jak np. Obsidian – im się naprawdę nie opłaca zawalać sprawę… Ryzyko też maleje przy projektach wyjątkowych – marnowanie dobrej szansy i ryzykowanie że ktoś inny zerżnie potem pomysł również będzie dobrym mobilizatorem|Zagrożenia od początku były jasne ale moim zdaniem mimo wszystko warto. Warto też dobrze pomyśleć nad systemem który by jednak minimalizował ryzyko bez stwarzania jakichś niewygodnych ograniczeń