
Przymykając oko na dziury w Battlefroncie

– Hej. Ty tam. Spróbuj zacytować Avatara, najlepiej zarabiający film wszech czasów. Zacytuj BYLE JAKĄ linijkę ze scenariusza. Albo podaj imiona dwóch postaci. Bez oszukiwania! – tweetuje do mnie i do całego świata Dana Schwartz (Late Show with Stephen Colbert), a ja przyznaję sam przed sobą, że jestem w kropce. Avatar, który dzięki sprzyjającym warunkom ekonomicznym istotnie nie ma sobie równych w boksofisie, funkcjonuje gdzieś głęboko w naszej świadomości każdego samozwańczego nerda czy geeka (James Cameron, niebieskie ludziki, Pandora, 3D!). Ale czy ktoś używa tych motywów w popkulturze, odkrywa je na nowo, czy popularny jest cosplay tej-postaci-granej-przez-Sama-Worthingtona lub tej-postaci-granej-przez-Zoe-Saldanę? Nie. A przyjrzyjmy się, co mówili o najgorętszym nowym sci-fi krytycy w 2009.
Wygooglowałem te wszystkie cytaty przed chwilą ze szczytu listy na Metacritic.com i szczerze mówiąc, sam w nie nie wierzę. Ci, którzy byli aktywni w sieciowych dyskusjach sześć lat temu, pamiętają pewnie nieustanne kłótnie w stylu „to przecież gorzej napisana Pocahontas” kontra „absolutne arcydzieło”. Czas pokazał, że to pierwsza frakcja w konflikcie miała więcej racji, bo jakby nie patrzyć, „największe osiągnięcie kinematografii XXI wieku” nie zostałoby chyba zapomniane przez kulturę popularną w parę lat. Niesamowity hype stworzony przez „technologię wnoszącą science-fiction na nowy poziom” pękł jak bańka mydlana…
Hej, ten sam opis pasuje przecież do Star Wars: Battlefront!
Ktoś może tu zauważyć „hej, przecież ty byłeś elementem hype machiny Battlefronta”, wpychając mi pod nos moje dwie strony z zapowiedzią gry. Nie mogę zareagować na to jednak inaczej, niż wstydliwym rumieńcem i biciem się po piersiach – rzeczywiście, nie opisałem gwiezdnowojennego shootera tak chłodnym okiem, jak powinienem był. Ale zrozumcie… już sam fakt, że był to jeden z moich pierwszych specjalnych pokazów, zbudował wokół wczesnej wersji gry DICE niesamowity klimat. Wszystko od podróży samolotem po zwiedzanie okolic wyśmienitego noclegu udało się znakomicie… a potem zobaczyłem na ekranie potężnego peceta oszałamiająco wiernie odwzorowane Tatooine, genialnie zrobionego admirała Ackbara, potężnego AT-ST kroczącego w moim kierunku. Musiałem zwariować.
Śmiałem się dziś z zarzutów w stylu „nigdy nie kochałeś Gwiezdnych Wojen” pod recenzją Przebudzenia Mocy. Co za bzdura. Być zainteresowanym nerdozą i nie czuć pewnej słabości do uniwersum Lucasa to coś niemal niespotykanego – ludzie przeklinają George’a za prequele, ale zapominają, że zupełnie zmienił sposób działania Hollywood, zainspirował w mniejszym lub większym stopniu każdą kultową sagę filmów przygodowych od Indiany Jonesa po Piratów z Karaibów, zostawił nieporównywalny do czegokolwiek innego wpływ na popkulturę (jaka inna fikcyjna historia wraz z kontynuacją otrzymuje specjalny filtr do facebookowych avatarów?). Wszyscy jesteśmy zakładnikami Star Wars, praktycznie zaprogramowano nas do zachwycania się uroczym R2D2, uśmiechania się przy żartach gramatycznych a la Yoda, traktowania JESTEM TWOIM OJCEM jako proto-spoilera. Dlatego kiedy na Hoth przedstawiciel EA pozwolił mi wejść w buty Dartha Vadera i rzucać mieczem świetlnym w innych graczy, czułem się jak dzieciak otwierający prezent gwiazdkowy.
60 klatek na sekundę, dżungla Endoru gęstsza niż prawdziwa, imploder termiczny brzmiący lepiej niż w filmach, niesamowity system oświetlenia, lucasowskie rekwizyty zeskanowane tak, że czasem można je pomylić z prawdziwymi. Dodajcie do tego idealną kalkulację panów z Electronic Arts odpowiedzialnych za planowanie mojej wycieczki po grze: „tu masz trening, tu masz co-op, tu masz drop zone, a na koniec WALKER ASSAULT (jeszcze sprzed spieprzenia balansu w pełnej wersji)”. Jako nie najgorszy strzelankowiec dominowałem serwery tuż przed momentem, w którym do zabawy miała zacząć wkradać się nuda. Nakazano mi zakończyć zabawę. Wyrwany brutalnie z chłodu Hoth ledwo byłem w stanie doczepić się ewentualnych problemów – co prawda odpowiedź na moje pytanie „co zapewni głębię grze” otrzymało dziurawą jak ser szwajcarski odpowiedź, ale ekscytacja kazała mi przymknąć na to oko. Gdy tylko usłyszałem, że w redakcji ma się pojawić pełna wersja gry, zacząłem ją sobie wybłagiwać.
Mija paręnaście tygodni. Średnia gry na Metakrytyku wynosi niezbyt imponujące 72/100, specjalista od finansów EA otwarcie wyznaje że zamiast w hardkorów celowali w ośmiolatków (tak, jakby nie można było stworzyć gry odpowiedniej dla jednych i drugich). Ja patrzę na to, ile czasu spędziłem dotąd w Battlefroncie – marne kilka godzin. Przy Splatoonie i Black Ops III od listopadowej premiery bawiłem się… może nawet dziesięć razy dłużej. A ani na jedną grę, ani na drugą nie czekałem ani odrobinę – weszły w moje życie znikąd i od razu zdominowały jego część podpisaną „czas na multiplayer”. W obu co mecz uczę się czegoś nowego, ciągle odkrywam kolejne niuanse mechanik. Tymczasem w Battlefroncie mknę tylko od odblokowania karty specjalnej do karty specjalnej, mając nadzieję, że z bardziej zaawansowanym loadoutem będę bawił się lepiej (spoiler: nigdy nie bawię się lepiej). Głębi tu mniej, niż w sadzawce.
Mija kolejnych parę tygodni, idę na premierę Przebudzenia Mocy – bawię się znacznie lepiej, ale praktycznie każdy, z kim rozmawiam, ma choć trochę mieszane uczucia na temat filmu. A to nie siadł mu humor, a to zdenerwowało go żerowanie na nostalgii, a to zawiódł się brakiem oryginalności, a to znalazł w fabule więcej dziur niż we wspomnianym serze szwajcarskim. Każdemu abramsowa wizja mniej lub bardziej się spodobała (mnie też, w końcu mimo serii zarzutów nazwałem ją „kawałkiem sprawnego kina”), ale złożone zwykle niemal zupełnie z zachwytów recenzje nijak nie odzwierciedlały ich opinii. Dlatego napisałem coś znacznie bardziej krytycznego – i szczerze mówiąc, wiele reakcji zarzucających mi „przesadne czepialstwo” jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe.
Nie ma naprawdę nic prostszego, niż napisanie świeżo po napisach końcowych/ostatniej stronie/wyjęciu płyty z napędu samych zachwytów, łez szczęścia przelanych w sto tysięcy znaków. To zrobiłem właśnie przy Battlefroncie, i wyznaję, że wstydzę się trochę jego zapowiedzi. Żaden z moich znajomych (wciąż zachwyconych BLOPS3 i Splatoonem) nie rozmawia już o Battlefroncie, a jeśli już o nim wspomni, to w kontekście żartu. Można było przewidzieć, że gra tak skończy – wiele głosów przed premierą narzekało na brak głębi, ale regularnie uciszano je jako „chór hejterów”. Hejter, narzekacz, najgorsze słowa XXI wieku, używane głównie przez osoby, które personalnie odbierają każdą krytykę (uwierzcie, nie znam osobiście żadnego recenzenta, który zaniżył ocenę czegoś, co autentycznie mu się spodobało). Nawet jeśli nie dotyczy bezpośrednio ich, a tylko rzeczy, z którymi się identyfikują – w końcu hej, nosiłem avatar z Rey od siedmiu miesięcy, nie będzie mi tu żaden gnojek pluł w twarz!
Dlatego będę dalej aktywnie szukał wad we wszystkim, co opisuję w CDA, i próbował jak najgłębiej je analizować. Niektórzy powiedzą, że to „czepialstwo”, inni, że jestem „zgryźliwym tetrykiem”. Nie dbam o to. Jestem tu tylko po to, żeby obok sprzedawania wam osobistych zajawek (uch, nie znoszę tego słowa) zwerbalizować swoje osobiste problemy z daną grą lub (okazjonalnie) danym filmem, dać innym osobom materiał do przemyślenia, burzliwej polemiki, lub zwerbalizowania czegoś, czego nie potrafili do końca opisać samemu. Jeśli się ze mną nie zgadzacie, szczerze się cieszę – sam najwięcej wiedzy wyniosłem z lektury dzieł osób, z którymi byłbym się w stanie kłócić całymi dniami. Znacznie gorsza byłaby sytuacja, w której wszyscy byśmy się zgadzali, pozwalając na to, że wszyscy patrzyliby na jakieś Avatary i Battlefronty bez cienia krytyki, bez ani jednej myśli w stylu „coś można było tu zrobić lepiej”.
P.S. Na pewno nie sugeruję w tym tekście, że Przebudzenie Mocy podzieli los Avatara. Siódmy epizod to wtórny film o znacznie mniejszej liczbie potencjalnie kultowych motywów, niż Nowa Nadzieja – ale to też film z sercem, charyzmatycznymi bohaterami, mniej lub bardziej sensownym konfliktem. Avatar nie ma startu do Epizodu VII – bliżej mu do Battlefronta, oszałamiającego technologicznie, ale pozbawionego tak ważnego w sci-fi „ludzkiego” elementu. Niemniej przydałoby się więcej głosów wytykających wady filmu Abramsa – tak, by ludzie głośno je wytykali i by Disney został zmuszony do wydania następnym razem znacznie bardziej odważnego filmu. Bo co do tego, że następny Battlefront będzie po chłodnym przyjęciu tegorocznej odsłony serii już mocniej zabiegał o względy hardkorów, nie mam wątpliwości.

Czytaj dalej
38 odpowiedzi do “Przymykając oko na dziury w Battlefroncie”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
A nie mówiłem ? 😀 A tak na serio, od razu było widać, że nic dobrego z tego nie będzie oprócz grafiki i dźwięku, nie wydany Battlefront 3 miał chyba więcej kontentu niż to ze wszystkimi DLC 🙂 Teraz czekam jak tam będzie z BF5, man na dzieję, że EA po hardline i battlefroncie wyciągnie jakieś wnioski, BF4 ma się całkiem fajnie, przednia zabawa na 60Hz tickrate serwerach i gram to tej pory, ale premki to już nie kupię, a w hardline i battlefroncie wystarczyło mi te kilka godzin w open becie.
@ScorpioLT Kupiłem BF3 Premium Ed. na PC i Xbox360. Kupując BF4 Premium Ed. na PC powiedziałem sobie, że więcej nie kupie czegokolwiek od EA jeśli będzie miało Season Pass i tego typu DLC. Powiedzieli, że się wycofują z takiej polityki czy coś w tym rodzaju więc zacierałem ręce na Battlefronta i pomimo że bym chciał w niego grać to nie kupię. BF5 też niestety zostanie przeze mnie olany jeśli będą DLC. Oni serio trzepią niewystarczająco dużo kasy? Czemu nie mogą jak Rockstar wydawać DLC za darmo? 🙁
Niestety co do SW:BF mam te same odczucia co Cross. Początkowy zachwyt, a potem już tylko nuda, nuda i jeszcze trochę… nudy. Po premierze Przebudzenia.. wskoczyłem na Jakku żeby pograć w klimacie filmu. Po dwóch rundach… odpaliłem CoD:BO3 (ja, zagorzały fan STAR WARS)
Ja tam przy SW:BF bawię się świetnie. Supremacy, walker i standardowa potyczka. Są i duże tryb, są i małe tryby. Radochy z gry co nie miara. Przyczepić można się do balansu w At-At i squadron. Przy At-At nie jest najgorzej, ale balans w squadronie juz zrypany na całego.
To było wiadomo już długo przed premierą a darmowa beta tylko potwierdziła, że to będzie gra na chwilę. Czasami trzeba spojrzeć na pewne rzeczy chłodnym okiem a nie wskakiwać do hype trainu jak 8-latka, która pierwszy raz jest na dworcu. Tylko po to, żeby później okazało się, że to raczej rape train
Cross dobrze opisał problem gier od EA niby początkową dają rozrywkę ale później nudzą, EA powtarza sprawdzone schematy i rozwiązania dobitym przykładem oprócz Battlefront jest nowy Need for Speed, EA sama sobie zapracowało na miano najgorszego wydawcy gier od lat (cięcie gier na dlc oraz zabezpieczenie gier wymagające ciągłego dostępu do netu) nie robi nic w kierunku żeby poprawić swój wizerunek.
slow clap
niewydane Battlefront 3 oraz ten Multiplayerowy Mass Effect miały chyba więcej treści i jakości.
W Battlefroncie jest niewiele contentu? Zgadza sie. Jest sporo uproszczen? Fakt. A mimol to jak patrze na ilosc spedzonych w nim godzin i ilosc dostarczanego mi przez gre funu, to wychodzi na to, ze jesli chodzi o zabawe w multi, to ostatnim razem tyle rozrywki dal mi Battlefield 4, a wczesniej BFBC2 Vietnam, Modern Warfare i pierwszy Operation Flashpoint z 2001. Poki co na liczniku nabite prawie 60h i tak, chyba kupie sobie Season Pass, bo wciaz mnie ta gra bawi.
Ja za to nie rozumiem „naskoku” na Avatara. Fakt, hype tego filmu był ogromny…ale czy fakt, że nie przyjął się jako nieśmiertelna ikona popkultury zaraz świadczy że to był zły film?. Czy w jakiś sposób popiera to argumenty etatowych haterów, którym często gęsto nawet nie chciało się pisać co ich tak strasznie od filmu odrzuciło?. Ja na przykład oglądałem Cassablancę z piętnaście razy, a za Chiny Ludowe i pół Korei nie jestem sobie w stanie przypomnieć, jak na imię miał bohater grany przez Bogarta…
Czyżby pod kątem redakcyjnych rozczarowań roku rok 2015 obfitował w jeszcze głośniejsze i większe tytuły/marki niż rok 2014?
Grałem tylko w bete Battlefronta i jak przez 2 godziny byłem zachwycony tak potem już mi się znudziło. Zero jakiegoś takiego porwania gracza i wczucia sie w rolę. Wnerwialo mnie, że imperialni siadali za działka i zabijali na spawnach rebeliantów. Nie wiem jak w oryginale, ponieważ nie kupiłem. Odstraszyło mnie to, że jest tylko multi, tylko kilka map, pełno dlc i cena -200 złotych za okrojoną wersję i kolejne 200 za dodatki.
Sila Avatara byly efekty 3D, ktore na glowe bily wszystko to, co widzielismy przed nim i po nim (filmy krecone jako 2D przerabiane pozniej na wersje 3D nijak sie maja do tego, co od samego poczatku jest krecone jako 3D). Kto ogladal Avatara w kinie byl pod sporym wrazeniem filmu, kto go widzial na TV/ekranie monitora jako produkcje 2D takiego efektu nie mial, a bez 3D Avatar to produkcja taka sobie, daje rade, ale papy z dachu nie urywa.
Aha, i wielkie brawa za przedostatni akapit, Cross. Liczę, że naprawdę będziesz się tego trzymał, bo wolę przeczytać merytoryczną i bardzo krytyczną opinię o jakiejś grze, niż później się rozczarować i pluć sobie w brodę, że pod wpływem nahajpowanej kilkustronicowej recenzji wydałem grubą kasę na średniaka (szczególne pozdrowienia dla recenzenta TES III-V oraz Mass Effect 1 i 2).
I see you. – to mój cytat z Avatara, który przeżył do dziś. O filmie pisali, że jest przepiękny i był przepiękny i pewnie piękniejszej animacji 3d nie nakręcono. W czym, więc rzecz? Wszyscy go pamiętają jako najpiękniejszy film 3d… Mi akurat film podszedł, i pamiętam z niego też postacie i cytaty, ale nie oszukujmy się. Nie po to go nakręcono… 🙂
Znowu jeżdżenie po Avatarze? Ach… jakie to modne.
Z tym Avatarem to strzał w dziesiątkę. Strasznie mnie ciekawi jak będzie wyglądać premiera dwójki. Czy będzie kolejny sukces, czy gwałtowny spadek zysków jak z Sin city, które też wiele lat czekało na sequel.
Czekam na artykuł „Dlaczego Wiedźmin 3 jest najlepszym shooterem”.
@Bronnson „Ja na przykład oglądałem Cassablancę z piętnaście razy” A ilu znasz takich co oglądali Avatara wiele razy, lata po wydaniu? Kto o nim pamięta w innej formie niż żart/przestroga? Teraz wszyscy mówią „na ładny to był film, ale nie kręcony dal fabuły”. To gdzie byli wtedy jak ogłaszano ten film arcydziełem w każdym calu? Nikt tu nie „hejtuje” Avatara, to jest trzeźwe zauważenie, ze wszyscy dali się ponieść fali hype’u. Zrobili ze sredniaka objawienie.
Jeśli chodzi o gry w większości z Crossem się nie zgadzam ale co do recenzji Przebudzenia Mocy 100% popieram jego zarzuty. Dokładnie czułem te same rozterki wychodząc w sobotę z kina a co do battlefronta to pograłem chwilę i nie mam ochoty na więcej. Mam poczucie wywalenia tych 149zł. To kolejny przykład gry, której grafika oszałamia ale to nie jest najważniejszy element aby stała się miodna
@naxster znam dwie osoby, które były na nim dwa razy w kinie, a do tego chyba żadnej emisji w TV nie przegapiły. Widać się da 😛 . Z resztą sam wcale nie twierdzę i nie twierdziłem że to jakieś arcydzieło. Uważam jedynie, że fakt iż wypadł szybko z pamięci nie jest z automatu potwierdzeniem krytyki. Czemu ludzie o Avatarze już dziś nie mówią?. Bo to pojedynczy film. Nie ma sequeli, a jego uniwersum poza jedną marną grą nie jest w żaden sposób przez jego twórców rozwijane. To jak z dobrą książką, którą…
…można przeczytać raz, drugi lub nawet trzeci. Ale w końcu przychodzi moment gdy już się czytać tego samego nie chce.
Z resztą co właściwie znaczy to „ale nie kręcony dla fabuły”?. Rozłóż sobie fabułę Avatara na czynniki pierwsze i porównaj z dowolnym filmem familijnym, a już najlepiej z jakimś animowanym od Pixara. Dobry bohater ma zadanie do wykonania i wierzy że robi dobrze. W końcu dostrzega że stał po złej stronie i naprawia zło. Przy okazji zdobywa przyjaciół/dziewczynę.
@naxster|Ja bylem na Avatarze w kinie dwa razy, bo od strony wizualnej byl objawieniem i oferowal to, czego prozno bylo (i wciaz jest) szukac w innych filmach. Fabula byla ok, nie wybijala sie ponad srednia branzy i mozna ja bylo porownac z innymi produkcjami s-f. Problemem Avatara bylo i wciaz jest to, ze wyprzedzil swoja epoke, bo wiekszosc osob w domu moze go obejrzec tylko w 2D i potrafktowac jako kolejny sredni film s-f, podczas gdy glebia 3D stanowi jeden z jego filarow i to pod na robiono wiele ujec.
Mi również gra bardzo podpasowała, straciłem już z 40 godzin, jak nie więcej. Na razie przeszkadza mała ilość map, ale za to trybów jest już sporo i daje to urozmaicenie 😉
@Bronnson: „Czemu ludzie o Avatarze już dziś nie mówią?. Bo to pojedynczy film.” – klocilbym sie, bo taki Titanic na zawsze wpisal sie w mainstream ze swoim „jestem krolem swiata” czy „francuskimi dziewczynami”, a Matrix jest glownie pamietany za jedynke, a wiekszosc by chciala wymazania calej reszty, co powstala. |Patrzac na liste „the best of”, niewiele jest tam filmow „seryjnych” – najwiecej w kategorii „akcji”, a’la Terminator czy Mad Max.
To że Battlefront będzie chłamem było wiadomo od samego początku, morał artykułu można bardziej odnieść do nowej trylogii filmów „Star Wars”
Co jest nie tak z Battlefrontem? Każdy ma inne zdanie, niektórzy (jak ja) po pierwszych zapowiedziach i logo DICE skakali z radości jak Tygrysek po amfetaminie a po becie poczuli się jak kobieta z własnym zdaniem na bliskim wschodzie.|Cóż, obecny Battlefront jest jak Crisis w 2007 z tą przewagą że ma wyrobiony znak towarowy a że zawartość BFronta jest dyskusyjnie mniejsza w porównaniu do produkcji Cryteka to i nota niższa w porównaniu do starszej produkcji.
@arotis „wszyscy” jak zawsze. Ja nie rozumiem w tym filmie nie było nic nadzwyczajnego, nic pięknego. Dałem 7 bo to byl po prostu dobry film akcji, chociaż jak teraz na to patrze to chyba za dużo bo to był w gruncie rzeczy film okrutnie wtórny.
@ Bronnson Calkowicie zgadzam się z bohaterem8. Jest masa filmów o których się mówi do teraz które miały tylko jedną część np. Pulp Fiction. Poza tym z filmów dobrych (mówię o filmach akcji/rozrywkowych) które się wybiły zaraz robiono masę sequeli i prequeli, pierwszy Rambo był taki, Terminator. I terminator nie jest znany dlatego że ma trzecią cześć i salvation. jest znany z pierwsze i ewentualnie drugiej części. A nie dlatego, że jest go dużo.|A filmy wybitne nierozrywkowe z reguly kończą się na pierwszej
No nie mogę. Przecież ja wcale nie twierdzę że sequel to jakiś wyznacznik jakości. Napisałem tylko, że Avatar to pojedynczy film. Ludzie go obejrzeli, jednym się spodobał a innym nie. Ale w jego temacie nic więcej się nie dzieje, więc nawet osoby które się nim zachwycały nie mają dalszych punktów zaczepienia, by dalej o nim mówić. Ot był i tyle. Chociaż jak się tak zastanawiam, to śmiem twierdzić że nie jest to prawda. Bo niby czym się różni dzisiejszy „żywot” wspomnianego Titanica czy Matrixa, od Avatara?
Czy jest na sali ktoś, kto regularnie „wałkuje” oba te filmy?. Ja osobiście wspominam je jako dobre, ale podobnie jak Avatarowi ołtarza stawiać im nie zamierzam 😛
Gorzkie żale… następnym razem nie daj się nabrać na kampanie hypowe robione specjaknie.pod recenzentów…
Dałeś się kupić jak małe dziecko, po czym piszesz, że w innych tekstach będziesz czepiał się na siłę. To jest wstyd, że ktoś taki pisze dla Cdaction. Avatar to bajka, ale z pięknym przesłaniem. Krytykujesz jego ponadczasowość, a czy ktoś pamięta imiona bohaterów Titanica?
Jack i Rose…
w wielu aspketach sie zgadzam.|Battlefonr: owszem gra oszalamiajaca graficznie ale po chwili stajaca sie nudan Tu chyba brakuje singla z ciekawsza fabulą po kotrej byloby co wspominanc niz czysty multi.|Przbeudzenie mocy: ogladalem to majac uczucie „ale przeciez to juz bylo” dziwne ze w recenzjach przed premiera filmu nikt nie napisal slow to kalka/kopia nowej nadziei dopiero rencejze po premierze filmu zawieraly takie sformulowania. wiec sie zawiodlem|Avatar: ja i kumpel podczas pierwsze proby przysnelismy
DZisiaj wiem ze do wszsytkiego trzeba podchodzic chlodno z przymrozeniem oka. Uwazam ze hype w wiekszosci ciagnie wszystko na dno. Bo nawet jak cos okaze sie crapem ale jest przechajpione to ludzie pojda na to do kina bo jest o tym glosna czy kupia gre lub ksiazke po czym wracaja do domu i swtwierzdzaja „nudne niewarte uwagi” ale co z tego skoro i tak juz oddali pieniadze firmie przyczyniajac sie do sukcesu czegos co nigdy sukcesem i hitem na taka skale nie powinno byc.
Hmm film Abramsa ma masę dziur, ale to przecież dopiero pierwsza część trylogii. Mi się oglądało rewelacyjnie i gdyby nie Snoonke (eee…) to dałbym temu filmowi 9. Takto 8+/10. A że to odgrzewany kotlet? I co z tego? Ludzie łykają Call of Duty i inne shity rok w rok a ja raz nie mogę się zachwycić dla mnie dobrym filmem? A Cross dla mnie jesteś czasem zbyt krytyczny. Ale twoje prawo takim być. 😛