
Biomutant: Tłumacze tłumaczą się z tłumaczenia [WIDEO]
![Biomutant: Tłumacze tłumaczą się z tłumaczenia [WIDEO]](https://staging.cdaction.pl/wp-content/uploads/2025/03/c302f066-589f-4de3-9322-bfff85b5d444.jpeg)
Wydawać by się mogło, że w 2021 tłumaczenie gier na polski – choćby jedynie napisów – jest już niekwestionowanym standardem i tylko największe uparciuchy (np. Nintendo) się na to nie decydują. Ostatnie zamieszanie z Resident Evil Village pokazało jednak, że polityka wydawcy może się niespodziewanie zmienić, pozostawiając część rodzimych graczy na lodzie.
Wypada więc docenić THQ Nordic, które zdecydowało się w przypadku Biomutanta na pełne spolszczenie (choć grać można też z napisami i angielskimi głosami – a właściwie głosem, bo przez 99% czasu zabawy słyszymy jedynie narratora). Firma świadoma marketingowego znaczenia tego ruchu przygotowała nawet specjalny film pozwalający zajrzeć za kulisy prac nad lokalizacją w warszawskim Roboto.
Biomutant trafi na pecety, PS4 i Xboksy One 25 maja. Jeżeli ciągle nie wiecie, o co w grze chodzi, twórcy z ochotą wam to wytłumaczą.

Czytaj dalej
29 odpowiedzi do “Biomutant: Tłumacze tłumaczą się z tłumaczenia [WIDEO]”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Zastanawiam sie czy nie zakupic tej gry
Muszę przyznać, że tak to świetnie zareklamowali że ciężko się nie zainteresować gierką.
Ech, gdyby był Mirosław Utta jako narrator…grałbym (po polsku 😉
No i niektórzy jednak potrafią.|Gra mnie interesowała, ale teraz zainteresowanie wzrosło jeszcze bardziej.
No i skusili, skurczybyki… Biorę na premierę, najwyżej się przejadę.|Tak przy okazji: na PS5 nie będzie póki co wsparcia dla natywnego 4K, zamiast tego ekran będzie wyświetlać upskalowane 1080p. Na Xboksie SX 4K ma od początku działać w trybie natywnym.
Szkoda, że nie zdecydowali się na Fronczewskiego. Lepiej by pasował do tego klimatu. Ale i Aleksander Wysocki to dobry wybór jak dla mnie 🙂
Dobrze, że polski lektor zdecydował się zagrać swoje kwestie po swojemu. Nie warto papugować angielskich aktorów, bo czasem przynosi to fatalny skutek, przykład to Paweł Musiałowski z Hitman Absolution, ten aktor zagrał tę rolę tragicznie. A co do polskiego dystrybutora gry – Koch Media Poland, ich polityka w polonizowaniu gier jest niekonsekwetna. Biomutant otrzymuję polski dubbing, zaś remastr Kingdom of Amalur nie otrzymuję nawet polskich napisów.
A z tego, co patrzę na Allegro to nawet w wersji na Switcha (który jest u nas konsolą niszową z winy samego Nintendo), jeśli gra ma polski język to takie gry potrafią się sprzedawać, przykład to pakiet dwóch gier z serii Subnautica, Minecraft, czy też SpongeBob jest ewidentnie na niego popyt. A co do firm olewających polską wersję językową jest to częściowo Square Enix. O ile takie marki, jak Tomb Raider, Deus Ex, Thief, Marvel’s Avengers mają polską wersję to już produkcję z Japonii nie mają nawet…
takie, jak Final Fantasy, Dragon Quest nie mają nawet napisów. O Konami to już nawet nie wspomnę, bo bardzo często wydawane przez nich gry mają fanowskie polonizacje, przykład to Castlevania Lords of Shadow 1 i 2, seria PES.
@goliat|Za polonizację odpowiada THQ Nordic, bo gdyby decydujący głos należał do Koch Media, moglibyśmy liczyć co najwyżej na spolszczone napisy. Niektórzy wydawcy nie rozumieją prostej zasady, że żeby coś na danym rynku zarobić, to trzeba najpierw weń zainwestować.
Hm, jak nie gram w polskie wersje w ogóle (wyjątkiem rodzimy Wiedźmin) to tu z ciekawości chyba się skuszę 🙂
W każdym kraju produkty w rodzimym języku sprzedają się lepiej, nawet jeżeli większość obywateli mówi po angielsku. To jest zwykły wyraz szacunku do konsumenta. Dobrym przykładem jest tu Holandia, gdzie większość ludzi ze wszystkich warstw społecznych zna bardzo dobrze angielski, ale produkty w holenderskiej wersji językowej sprzedają się dużo lepiej.
To cud, że pozwolili wyjść tłumaczom z cienia. Niewielu z was wie, że warunki pracy w tym rzekomo inteligenckim zawodzie zrównują ten zawód z niskoopłacanymi zawodami dla niskowykwalifikowanych robotników. Umowa o dzieło. Brak płatnego urlopu, brak ubezpieczenia zdrowotnego, brak l4, nienormowany czas pracy, zero praw wynikających z kodeksu pracy, niskie stawki, cięcie kosztów na każdym kroku, praca na akord, dodatkowe obniżanie stawek przez wprowadzenie tłumaczenia maszynowego, które sprowadza tłumacza
Do roli korektora. To wszystko czyni wielu tłumaczy obywatelami drugiej kategorii. Umowy śmieciowe są nadużywane. Co robi z tym rząd? Zapowiada likwidację tych umów. Do czego to prowadzi? Do zrywania współpracy z tłumaczami, ewentualnie są oni zmuszania do zakładania własnej działalności przez swoich zleceniodawców, co przy niskich stawkach i wysokim zus. To praca dla bardzo wytrwałych, zdesperowanych pasjonatów, którzy dla pasji są gotowi zaakceptować źle warunki pracy. Nie przeczytacie o tym nigdzie
Tłumacze się nie wychylają, nie potrafią walczyć o swoje, nie strajkują, godzą się na to co jest, powoli czekając, aż ich zawód wyginie. Nie mogą nawet liczyć na uznanie, bo są jak pisarze widmo. Ich nazwiskiem nie jest podpisany żaden ich tekst, bo umowy są tak konstruowane, żeby pozbawić ich wszystkich praw autorskich. Na dodatek muszą się mierzyć z pogardą społeczeństwa, które przecież doskonale zna języki i zrobiłoby to lepiej. A nawet nie zdaje sobie sprawy jak działa branża. Że pracując na akord
Przy niskich stawkach musisz tłumaczyć jak najwięcej, na czym cierpi jakość. Biuro wysyła zapytania do kilku potencjalnych tłumaczy po zaniżonych stawkach. Dziewięciu odmówi, ale dziesiąty, zdesperowany student świeżo po filologii zgodzi się, bo myśli że złapał pana boga za nogi, że w końcu dostał się do branży. A starsi koledzy, w lepszej sytuacji na rynku nie robią nic, żeby poprawić warunki w branży. W końcu wolny rynek wszystko ureguluje. A oni mogą ponarzekać, jak to młodzi psują rynek.
Biura nie dają pola manewru w negocjacjach stawek. Albo robisz po naszych, niskich stawkach, albo mamy setki na twoje miejsce. Masz być na każde nasze zawołanie, my wymagamy od ciebie, ale ty nie masz od nas prawa FIA wymagać. Jesteś tylko szeregowym podwykonawcą bądź żadnych praw, którego możemy w każdej chwili zastąpić. To jak? Nadal chcesz być tłumaczem? Wolny rynek nie jest bardziej wolny w żadnej innej branży. Zły dotyk niewidzialnej ręki wolnego rynku nie boli bardziej w żadnej innej branży
Założę się o 100zł, że gra się sprzeda w co najmniej milionie egzemplarzy w ciągu miesiąca na samym PC.
@notoco42|Chciałbym przeczytać w CD-Action artykuł na ten temat. Rzecz wydaje się warta wyciągnięta na światło dzienne, bo poniekąd jest w interesie każdego z nas.
@Shaddon O ile mnie pamięć nie myli to było już coś takiego. Ale warunki zatrudnienia pominęli 😉
Pisałem ogólnie o branży. Nie konkretnie o tłumaczach gier. Wiem trochę jak to wygląda, dlatego w tym przypadku zaskoczyło mnie, że w ogóle dali się wypowiedzieć tłumaczom i dali im wyjść z cienia.
Rafał Woś napisał artykuł „Los tłumacza”, jak kogoś interesuje sytuacja w branży. Jest tam kilka głupot i kilka rzeczy pokręcił, jak ze stawkami na stronie stowarzyszenia tłumaczy polskich. Po prostu chyba nie doczytał, czy nie do końca zrozumiał informacje przekazane przez swoich rozmówców. Aczkolwiek artykuł ten daje pewien wgląd w branżę
Byłem tłumaczem prawie dwa lata i nigdy nie narzekałem na stabilność pracy. Bycie sprawdzonym przy NDA robi swoje.
Nie wiem do czego zmierzasz, tym bardziej, że nie napisałem nic o stabilności dopływu zleceń. Poruszyłem za to szereg innych aspektów. Dwa lata to zdecydowanie za mało, żeby poznać branżę. Poza tym od każdej zasady jest wyjątek. Na sto tłumaczy na pewno trafi się kilku, którzy jakimś cudem wywalczą sobie umowę o pracę, trafią na dobre biuro, które da im korzystną stawkę i nie będzie ich traktowało jak robotów do wyrabiania statystyk przetłumaczonych stron. Mogą to też być osoby dziedziczące zawód lub
Dostające go po znajomości czy dzięki koneksjom rodzinnym. Ewentualnie osoby potrafiące rozbijać się łokciami niezależnie od branży. Ale branża jest taka, że prędzej czy później trafi kosa na kamień i będą musieli podkulić ogon. Ja pisałem o tych, którzy weszli do branży samemu, bez mentoringu ze strony starszych kolegów, dla których są pasożytami psującymi rynek. O tych, którzy doszli do wszystkiego metodą prób i błędów. Którzy tkwią w tym z pasji i są gotowi do poświęceń i przymykają oko na złe traktowani
Bo są po prostu szczęśliwi, że ktoś dał im tłumaczyć. Tacy są bardzo podatni na manipulację i wykorzystywanie ze strony silniejszych pośredników, tzn. biur. Takich osób jest dużo, bo duża cześć absolwentów filologii nie szła na te studia, żeby być nauczycielami, tylko tłumaczami. Studia to weryfikują. Ale ci co zostali i po studiach starają się podjąć pracę tłumacza są wystarczająco zdesperowani i rozproszeni po kraju, żeby biura mogły dyktować swoje warunki.
Ta branża wygląda, tak jak wygląda, bo biura mogą żerować na taniej, zdesperowanej sile roboczej zaraz po studiach. Czy da się długo wytrzymać w takich warunkach? Twój staż pracy wskazuje, że nie i bez namysłu rzuciłeś to dla czegoś bardziej opłacalnego i stabilnego.
to chyba zależy jaki język tłumaczysz…. Ja skończyłem filologię czeską i sam robiłem jedynie fuchy tłumaczeniowe tzn. potrzebujemy na gwałt tłumacza na jutro bo nagle przyjeżdża kontrahent z Czech, albo trzeba nagle ogarnąć czeskie stoisko na targach a inny tłumacz się rozchorował…. Ale z tego co wiem akurat w przypadku mojego języka tłumacze nie narzekają, bo jeżeli są zlecenia to są dobrze płatne. Ale tak jak mówię to może być kwestia niszowości języka bo podobnie jest chociażby z niderlandzkim 🙂
Ja nie tłumaczę, ale mam kontakt z kimś kto tłumaczy popularny język. Owszem, sytuacja w przypadku rzadkich języków jest lepsza.