
The Dark Pictures: House of Ashes – już graliśmy!

Najbardziej oryginalnym elementem House of Ashes jest bez wątpienia samo miejsce akcji. Ukryte od tysiącleci podziemia zapowiadają się na pewno bardziej nietuzinkowo od przeżartego rdzą okrętu czy nawiedzonego miasteczka. Przynajmniej w teorii, bo przetestowany fragment gry to głównie kluczenie po pogrążonych w ciemności jaskiniach i zgrane jump scare’y, które prawdopodobnie nikomu nie zdołają podnieść ciśnienia. Nie chcę wyjść na marudę, ale zamglone Little Hope z poprzedniego odcinka miało zdecydowanie cięższy kaliber.
Schodzimy pod ziemię
Udostępniona mi wersja pozwoliła poznać sam początek przygody, w którym w wyniku trzęsienia ziemi grupa amerykańskich żołnierzy ląduje głęboko pod piaskami pustyni, gdzie uzbrojony w kałachy ruch oporu okaże się ich najmniejszym zmartwieniem. Pograłem po trosze każdą postacią, choć najmniej czasu antenowego otrzymał potencjalnie najciekawszy bohater – Irakijczyk, który na pewnym etapie przygody będzie musiał przekonać ekipę Wuja Sama, by połączyli siły w obliczu groźniejszego (i znacznie starszego) przeciwnika.
Ten ostatni niestety rozczarowuje. Czające się w ciemnościach, podobne do nietoperzy maszkarony są szybkie i pojawiają się na ułamek sekundy, ale nie wzbudzają kompletnie żadnych emocji. To po prostu kolejne wyskakujące znienacka straszaki i dobry powód, by zaserwować nam festiwal banalnych sekwencji QTE. Czasem, miast uciekać, jest okazja do oddania strzału, co oczywiście nie znaczy, że gra w którymś momencie zamienia się w Call of Duty. Jak wszystko tutaj, fragmenty te są od początku do końca wyreżyserowane, a nasze pole manewru jest na ogół zero-jedynkowe.
Na Zachodzie bez (większych) zmian
Nie zabrakło zapowiadanych nowości. Na starcie mogę wybrać poziom trudności; najłatwiejszy jest zarezerwowany dla tych, którzy wolą skupić uwagę na odkrywaniu niuansów fabuły. Oczywiście zręcznościowe wstawki nadal są obecne, ale wydłużono czasy reakcji, co pozwala utrzymać przy życiu wszystkich bohaterów i cieszyć się rozgrywką również graczom z refleksem szachisty. Ponadto mamy lepszą kontrolę nad postacią, mogąc dokładniej się rozglądać i w dowolnym momencie skorzystać z latarki. Mimo większej swobody w wielu miejscach kamera nadal zbyt mocno trzyma się wytycznych reżysera i ucieka gdzieś w bok, by ukazać akcję z bardziej filmowej perspektywy. Wciąż też męczy powolne tempo poruszania się wszystkich postaci. Z wyjątkiem kilku przerywników, zawsze chodzą spacerowym krokiem, co niepotrzebnie przeciąga eksplorację podziemi.
Cała reszta bez zmian. Oprócz zaliczania wspomnianych już charakterystycznych dla serii QTE, prowadzę mniej lub bardziej angażujące rozmowy, wybierając od czasu do czasu jedną z dwóch odpowiedzi, które rzekomo kształtują dalsze relacje z aktualnym partnerem. Przede wszystkim jednak oglądam całą masę nieźle wyreżyserowanych scen, które uparcie przypominają, że ekipie Supermassive Games wciąż lepiej wychodzi tworzenie filmów niż gier. Na końcu dokonuję dramatycznego wyboru, choć – nie będzie niespodzianki – bez względu na moją decyzję dalsza akcja i tak potoczy się torem wyznaczonym przez scenarzystów.
Mam świadomość, że to dopiero początek przygody, ale pierwsza godzina w podziemnym labiryncie pełna jest klisz i rozwiązań, które krytykowałem w recenzjach poprzednich odcinków sagi. Doceniam starania Brytyjczyków, że za każdym razem próbują nas straszyć w odmiennych okolicznościach przyrody, problem jednak w tym, że House of Ashes zapowiada się na kolejną przeciętną produkcję, która w temacie swobody i serwowanej opowieści stoi całe mile za Until Dawn, ich najlepszym jak na razie dziełem.
The Dark Pictures: House of Ashes zadebiutuje 22 października na PC, PS5, PS4, XSX i XBO.
Cieszy
Niepokoi

Czytaj dalej
2 odpowiedzi do “The Dark Pictures: House of Ashes – już graliśmy!”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Co z polskimi napisami?
Poprzednie nie miały. Myślisz że coś w tej kwestii się zmieniło ?