rek
rek

Deathloop – już graliśmy!

Deathloop – już graliśmy!
No, parę godzin z Deathloopem za mną. Trudno w takiej sytuacji oceniać grę jako całość, ale to, co widziałem, pozwala już teraz stwierdzić, że szykuje nam się nader oryginalna i klimatyczna strzelanka.

To bez wątpienia tytuł, w którym od machinacji związanych z czasem może was rozboleć głowa. Żadnym spoilerem nie będzie, gdy powiem, że zawirowania temporalne będą tu odgrywać kluczową rolę w fabule. Głównym bohaterem jest niejaki Colt, który został uwięziony w pętli czasowej. Budzimy się na wyspie Blackreef – tylko po to, by przekonać się, że tak naprawdę nie wiemy nic ani o sobie, ani o tym skrawku lądu, ani tym bardziej o całej tej sytuacji, która spada na nas z intensywnością burzy gradowej.


(Kliknij, aby powiększyć)

Nie mam czasu na kobiety
Jeśli szukacie tu szczegółów na temat historii to… muszę was rozczarować. Okryjecie ją sami. Ta gra tak mocno opiera się na pokręconych ścieżkach fabularnych, intrygach i woltach w scenariuszu, że ujawnienie choćby niewielkiego fragmentu losów Colta mogłoby zepsuć zabawę. Dawno nie miałem tak mocnego odczucia, że właśnie historia jest w grze kluczowa. Coś jednak powiedzieć trzeba. Niech więc wam wystarczy informacja, że w ślad za Coltem – a w zasadzie przed nim – podąża Julianna. To poniekąd fabularne przeciwieństwa: bohater i antybohaterka. Ta ostatnia pojawia się w kluczowych momentach i wydaje się, że ciągle panuje nad sytuacją. Co zresztą dla Colta jest wiadomością wprost fatalną: przecież nie dość, że próbuje się on wyrwać z całego tego czasowego szaleństwa, to na dodatek musi robić to pod nosem przeciwniczki, która zdaje się wiedzieć o nim wszystko i najwyraźniej bawi się sytuacją, wręcz drażniąc przy tym gracza swoją wszechwiedzą. Ogółem – cały czas jest wesoło, a dynamika narracji wydaje się dużą zaletą gry.

Wyspa, po której przyjdzie nam się włóczyć, to zbiór całkiem zróżnicowanych lokacji, które będą areną naszego polowania na Wizjonerów – członków… hmm… pewnej organizacji, najwyraźniej sprawującej opiekę nad pętlą czasową. Siłą rzeczy więc, by wydostać Colta z opresji, konieczne będzie pozbycie się tego towarzystwa, nim pętla się zresetuje. To główny cel gry, a my ruszamy na łowy. Co wcale łatwe nie będzie, gdyż ci swego rodzaju bossowie są zwierzyną trudną do wytropienia – przygotujcie się na dużo kombinowania, zabawy czasem i wynikającymi z tego utrudnieniami. Grunt to odkryć, zaplanować i zdążyć. Moim zdaniem doby wam nie starczy, że tak zażartuję w konwencji gry.


(Kliknij, aby powiększyć)

Aśmiertelny
Rozgrywka, jak można się domyślić, toczy się w rytm kolejnych powtórzeń pętli, z których Colt wychodzi przede wszystkim bogatszy o doświadczenia. Śmierć jako taka tu nie istnieje: jak to ładnie określono, postać gracza w Deathloop jest aśmiertelna. Przekłada się to na fakt, że w istocie mamy do czynienia – mówiąc w pewnym uproszczeniu – z grą akcji z bardzo mocno zarysowanym wątkiem detektywistycznym, w której oprócz strzelania odkrywamy tajemnice wyspy i uczymy się na błędach, których pokonywanie prowadzi nas przez zawiłości fabuły.Za każdym razem jesteśmy bogatsi o wiedzę, a potem i uzbrojenie oraz dodatkowe możliwości bojowe naszej postaci.

W arsenale znajdziemy pokaźną maczetę (która – o dziwo – świetnie nadaje się zarówno do sugestywnego szlachtowania wrogów, jak i akcji skrytobójczych) i różnego rodzaju pukawki, które zmodyfikujemy znajdywanymi po drodze swego rodzaju medalami. Można prowadzić ogień z dwóch giwer naraz, a wraz z kolejnymi wykończonymi Wizjonerami zyskujemy też możliwość używania ich zdolności. Wystarczy wspomnieć np. teleportowanie się na niewielkie odległości, niewidzialność czy możliwość łączenia ze sobą jaźni przeciwników, by tym samym skuteczniej się ich pozbywać. Brzmi znajomo? Fanów serii Dishonored Deathloop na pewno nie pozostawi obojętnymi. O balansie na razie nie będę się wypowiadał, jednak frajdy z walki jest naprawdę sporo. Co ważne, po wyspie nie musimy rozbijać się samotnie – w pełnej wersji Deathloopa będziemy mogli grzać również do innych graczy.


(Kliknij, aby powiększyć)

Tango dla dwojga
Niestety wersja, którą ogrywałem, miała wyłączony tryb multi – a szkoda, gdyż sądząc po wyglądzie menu, będzie on dość istotny. Rozpoczynając zabawę, mamy bowiem do dyspozycji dwie ścieżki: przerwania pętli, czyli kampanię z Coltem w roli głównej, a także utrzymania pętli – co najpewniej odeśle nas w roli Julianny do jednego ze światów, w którym będzie ona musiała podjąć próbę powstrzymania singlowego protagonisty. Tak zarysowana całość wydaje się trochę jakby trybem inwazji, gdzie – najpewniej wzorem rozgrywki rodem z serii Souls – będziemy próbować napsuć krwi innym. Jest to o tyle uzasadniona spekulacja, że w singlu widzimy całkiem wyraźnie, jak mogłoby to wszystko wyglądać: Julianna, pojawiając się na mapie, odcina Coltowi drogę ucieczki – by czmychnąć, musi on unieszkodliwić blokującą wyjścia radiostację, co rzecz jasna z wyczekującą naszego potknięcia strażniczką na karku może być trudne. Jak to jednak będzie wyglądało w praktyce – zobaczymy.

Premiera za pasem
Po tych kilku godzinach, które zleciały mi jak z bicza strzelił, Deatloop wydaje się grą, która ucieszy nie tylko fanów dobrego strzelania i oryginalnej, wartej poznania historii, ale i wszystkich tych, którym radość sprawiła wspomniana seria Dishonored. Nie tylko ze względu na ubraną w oryginalne szaty brutalność, ale przede wszystkim przez zabawę związaną z mocami pozyskiwanymi od Wizjonerów. Jestem pewien, że w Deathloopie poczujecie się jak w domu.

Pochwalić też trzeba styl graficzny. Co tu dużo mówić, gra jest śliczna. Wyspę utrzymano w konwencji osobliwej mieszanki retro z akcentami nawiązującymi do odbywającego się tam zamkniętego w pętli balu. Nie zabraknie więc ciekawie prezentujących się przeciwników, strojów, masek – wszystko zaś uzupełniono kolorowym, krzykliwym i przypominającym stylistyką lata 80. interfejsem. Punktów za oryginalność nie sposób tej grze odmówić. Wrażenie robi też polski dubbing – na ogół wolę grać w oryginale, tu jednak nic mi nie zazgrzytało. Zresztą niedługo przekonacie się sami. Premiera gry już 14 września – a niedługo później CD-Action z naszą recenzją najnowszego dzieła Arkane Studios.


Cieszy: bardzo dobra grafika • klimatyczny setting • humor • świetna lokalizacja • sporo kombinowania z wyposażeniem • intrygujący pomysł na rozgrywkę

Niepokoi: zobaczymy, czy na dłuższą metę walka w pętli czasowej nie będzie powtarzalna… • …no i czy finał okaże się wart tak  obiecującego początku • obecnie trudno powiedzieć cokolwiek o PvP

rek

8 odpowiedzi do “Deathloop – już graliśmy!”

  1. Bardzo czekam na tę grę. Uwielbiam Dishonored i wierzę, że to też mi się spodoba.

  2. Ta tyle że gra powstawała przed kupnem studia przez ms. Druga sprawa to kontrakty ich trzymają w tej pozycji w jakiej są. Muszą to wydać na sprzęt Sony i tyle. Martwi mnie to trochę bo Arkane to najlepsze studio bethesdy, następne ich gry do grania na padach Microsoftu, bleeeeeh. (Pc mam dość słaby już).

  3. @tommy50 Microsoft powinien złamać kontrakt obowiązujący między Sony a Bethesdą dotyczący gry, która była w produkcji jeszcze przed zakupem Bethesdy?

  4. Arkane najlepszym studiem Bugthesdy? 😀 To nie chce wiedzieć jakie jest najgorsze 😀 |Żadna ich gra nie naruszyła struktury mojej moszny – zaledwie okej gierki – Prey jest o wiele słabszy od swojego poprzednika o tym samym tytule, a Dishonored jakby ktoś wymienił wśród najlepszych FPSów takich jak Half Life 1 (nie 2) czy BioShock to umarłbym ze śmiechu.

  5. @deanambrose Prey z 2017 nie jest poprzednikiem Preya z 2006, tylko duchowym spadkobiercą System Shocka, a Dishonored nie jest shooterem w ogóle. Chyba nie do końca wiesz czego z reguły ludzie oczekują po grach Arkane.

  6. remember, no pre-orders

  7. CzlowiekKukurydza 31 sierpnia 2021 o 22:18

    @deanambrose Stop being so edgy you’re scaring the children… Przecież pierwszy Prey to zwykły B klasa klon Dooma 3, dodali tylko gimmick w postaci portali który dzisiaj nikogo nie rusza no i bohater jest nieśmiertelny, więc można grać nogami albo oddać klawiaturę kotu bo wyzwanie żadne. Dishonored to słaby 'FPS’ (pomijając to, że to raczej skradanka, a nie shooter), ale Bioshock to jeden z najlepszych? Wyśmienicie milordzie, wyśmienicie…

  8. Deanabrose. Ok stary, nic ci nie pasuje, soulsy ci nie pasują skradanki ci nie pasuja, actionsimy też nie. No to co ci pasuje? Fortnite i Minecraft i call of duty? To idź grać w te gry. Skoro nie doceniasz nic głębszego niż naciskanie spustu na myszce.

Dodaj komentarz