
[Już graliśmy] Wiedźmin 3: Serca z Kamienia
![[Już graliśmy] Wiedźmin 3: Serca z Kamienia](https://staging.cdaction.pl/wp-content/uploads/2025/03/776bdf3c-7e68-41f1-841c-3065b757249e.jpeg)
Kiedy podzieliłem się tą uwagą z twórcami gry, stwierdzili zadowoleni „taki był nasz zamiar”. To już nie epicka opowieść w stylu pięcioksiągu Sapkowskiego, a bardziej kameralna historia, w której co chwilę czuć ducha „Ostatniego życzenia” czy „Trochę poświęcenia”. Żegnajcie, wizyty na dworach Nilfgaardu, podróże między wymiarami i polityczne intrygi na ogromną skalę. Tym razem chodzi tylko o to, by wyjść bez trwałego uszczerbku na ciele i sercu ze zlecenia, które wydawało się tylko zwyczajną wiedźmińską robotą, a które oczywiście okropnie się pokomplikowało.
Wszystko zaczyna się od zdarcia z jednej z tablic w Velen niby przypadkowego ogłoszenia, którego autorem jest szlachcic imieniem Olgierd von Everec. Ot, „ubić bestię”, brzmi jak typowe zadanie, które Geralt wykonywał w Dzikim Gonie wiele razy. Ta konkretna misja jednak pauzuje wątek Yen i Ciri, a wymaga od nas trzydziestego poziomu, więc wiadomo, że na rzeczy jest coś większego… i bardziej stosownego dla fanów liniowych gier, którzy przy setkach zadań w Dzikim Gonie poczuli się zagubieni. Jeśli komuś rozszerzenie wydaje się ciekawszą propozycją, niż podstawka, na pewno ucieszy go fakt, że DLC możemy ugryźć niemal w dowolnym momencie, nawet przed pierwszą wizytą w Białym Sadzie – możemy zbudować od razu „sercowy” build postaci na trzydziestym poziomie, ukończyć dodatek, a dopiero potem rozpocząć właściwą kampanię w Nowej Grze Plus. Przejdźmy więc do sedna sprawy, czyli fabuły. Celowo opisanej z jak najmniejszą liczbą konkretów, by zostawić wam jak najwięcej niespodzianek, ale wyczulonych na spoilery i tak proszę o opuszczenie lokalu. Co prawda może się wydawać, że zdradzam dużo, ale to tylko dlatego, że akcja wartko prze do przodu. Poniższe trzy akapity zawierają się w pierwszej godzinie głównego wątku.

Von Evereca zaczynamy szukać w dworku, którego wygląd od razu trąca znajomą strunę w sercu każdego, kto nie przesypiał lekcji historii. Po drobnej utarczce z humorystycznie niepełnosprawnymi ofiarami koszmarnego tatuażysty – znaczy się, obstawą Olgierda – po raz pierwszy spotykamy się ze zleceniodawcą. Ten zwany „atamanem” jegomość o dość sarmackiej aparycji traktuje dekadencję bardzo, ale to bardzo poważnie. Kiedy tylko wchodzimy do jego pokoju, znudzony rozbija cenne dzieło legendarnego rzeźbiarza, które dopiero zakupił z pobliskiego domu aukcyjnego. Czemu potrzebuje usług wiedźmina? Podobno zabójczy płaz, który upodobał sobie zamieszkanie w kanałach pod Oxenfurtem, pożarł jego ulubioną kucharkę, a ta zniewaga krwi wymaga. Tylko co biedaczka robiła w ściekach? Uwierzyła w plotkę, że tak naprawdę paskudny ropuch to zaklęty książę, i postanowiła odczarować go pocałunkiem. Tak, warto tu zaznaczyć, że graczy po raz kolejny czeka zalew nawiązań do wszelkiego sortu wyrobów (pop)kultury, często bliższy „Gigantom” i „Kaczorom Donaldom” w tłumaczeniu Drewnowskiego niż książkom AS-a. Ma to swoich fanów, ja na pewno nie jestem jednym z nich (wolę, gdy odwołań jest mniej, ale służą fabule bardziej niż szybkie mrugnięcie za czwartą scianę), niemniej szybko oszałamiające natężenie easter eggów przestało mi uwierać. Historia broni się i bez nich.
Zlecenie rzecz jasna nie odbywa się zgodnie z planem wyśledzić-zabić-zarobić, bo w kanałach czeka kilka niespodzianek. Niektóre z nich są przyjemne – choć spotkanie po latach z medyczką Shani nie odbywa się w miłych warunkach (zwłoki Redańczyków i ściany kanałów pokryte jadem utopców), od razu swoimi kwestiami dialogowymi i barwą głosu wzbudziła więcej mojej sympatii, niż Yennefer i Triss razem wzięte. Pozostałe siurpryzy… nie są już tak miłe. Dość powiedzieć, że parę godzin później Geralt znajduje się w celi śmierci, otoczony przez żołnierzy, których języka nie zna, ale których ton głosu sugeruje najgorsze groźby i inwektywy. W najczarniejszej godzinie przed kratami Białego Wilka zjawia się niejaki Pan Lusterko, czy jak kto woli, Gaunter O’Dim. Tajemniczy handlarz, który podczas poszukiwań Yennefer w Białym Sadzie pchnął nas we właściwym kierunku, znowu oferuje nam swoją pomoc – ale tym razem znacznie mniej bezinteresownie. Na ocalonej skórze wypala nam swoje piętno i obiecuje pozbyć się go dopiero wtedy, gdy pomożemy mu wyegzekwować dawny dług od pewnego szlachcica. Sprawa prezentuje się o tyle bardziej interesująco, że to ponoć ów pan zaplanował niedoszłą zgubę wiedźmina. Jak się nazywa? Rzecz jasna, Olgierd von Everec.

W tym momencie Geralt z Rivii staje się pionkiem w fascynującej rozgrywce między Gaunterem a Olgierdem. Ten pierwszy nieustannie poddaje w wątpliwość każdy czyn i każde słowo „atamana”, ale sam nie budzi zaufania – choć jego tajemne moce Rzeźnik z Blaviken interpretuje jako zdolności dżina, Panu Lusterko z każdym dialogiem coraz bliżej do portretów literackich szatana. Imć von Everec z kolei nie przeczy oskarżeniom o liczne zbrodnie (z próbą wysłania głównego bohatera na stryczek na czele), ale białe plamy w jego biografii nie pozwalają potępić go od razu w czambuł. Ostatecznie obaj żywiący do siebie wyraźną urazę panowie przystają na umowę – Olgierd spłaci swój bliżej nieokreślony dług, jeśli Geralt i Gaunter spełnią jego trzy życzenia, z pozoru nieosiągalne. Zaczynamy zatem próby dokonania niemożliwego, jednocześnie prowadząc własne śledztwo na temat przymusowych zleceniodawców – jak się poznali, jakie są ich intencje, o co się umówili, kim właściwie są? To, że wkrótce nastąpi między nimi ostateczna konfrontacja, wydaje się nieuniknione, a my przecież chyba chcemy znaleźć się wtedy po właściwej stronie. No, przynajmniej nieco bardziej właściwej.
Do wykonywania kolejnych misji popychają nas jednak nie tylko palące znaki na twarzy. Kreatywność w projektowaniu zadań Redów daje tu o sobie znać w pełnej krasie – jeden konkretny quest sprawił, że musiałem odłożyć pada i powstrzymać atak śmiechu. Gdy Olgierd zleca nam sprawienie jego bratu Witoldowi najlepszej zabawy w jego życiu, drobnym problemem okazuje się fakt, że biedny Witold von Everec był kojfnął już dobre parę lat temu. O pomoc prosimy zatem Shani, która szuka akurat partnera na wesele koleżanki ze studiów. Po rytuale przywołania zmarłego kadzidłem staje przed nami duch rubasznego szlachcica, który oczywiście nie ma zamiaru imprezować w rodzinnym grobowcu. Rodzi się zatem plan – Geralt i Witold wyruszą w jednym ciele świętować zaślubiny przyjaciółki Shani. To, co się potem dzieje, przekroczyło wszystkie moje oczekiwania. Przypomnijcie sobie głos Jacka Rozenka, którego monotonny, cyniczny ton zdefiniował dla Polaków Białego Wilka. A teraz wyobraźcie sobie, jak rzuca do przypadkowych niewiast teksty pokroju „Bardzo się potłukłaś, gdy spadłaś z nieba?”. Albo parodiuje oklepany schemat wiedźmińskich śledztw komentując znalezioną budę dla psa „Łańcuch… zerwany. Pewno żryć mu nie dawali. Albo połykacz ognia go wk…ił”. Niemal płakałem ze śmiechu. A to wszystko przy bardzo uroczym pąsie równie uroczej Shani, z którą romans co prawda jest oderwany od sejwów z poprzednich części czy wyborów z Dzikiego Gonu, ale przy okazji napisany co najmniej przyzwoicie. Ponadto nie ma co się martwić na temat wzajemnej interakcji trzeciego Wiedźmina z sercowym dodatkiem – nasze wybory mają wpłynąć na linie dialogowe czy to w jednym, czy to w drugim. Zależy, co przejdziemy najpierw.

Dowcipny komentarz na temat batmanopodobnych dochodzeń z Dzikiego Gonu pokazuje, że Redzi słuchają forów i nie boją się autokrytyki. Walki z bossami są znacznie trudniejsze i ciekawsze, niż w podstawce… a przynajmniej byłyby takie, gdyby moja działająca od lat strategia „rzuć Quen i wal na ślepo” nie zniszczyła bez problemu na wysokim poziomie trudności imponującego potwora w oxenfurckich ściekach. Gdy wspomniałem o tym członkom studia, zrzucili to jednak na karb wczesnego builda, który będzie balansowany zresztą do ostatniej chwili. Reżyser dodał, że w najnowszej wersji gry do tego samego bossa musiał mimo doświadczenia z prac nad grą podchodzić trzy razy… na normalnym poziomie. W skrócie, ma być trudniej, ale wciąż sprawiedliwie. Trzymam za słowo. W ciągu dziesięciu godzin zmierzyć mamy się z około siedmioma unikalnymi bossami – niektórzy z nich będą opcjonalni, inni zamiast na otwartej walce będą polegali na odkryciu dość nietypowej strategii.
W tym dodatku nie mamy jeszcze do czynienia z zupełnie nowym regionem (ten ma się pojawić w rozszerzeniu pod tytułem Krew i wino, który, tu wstaw hip hip hurra, też ma przypominać formą bardziej opowiadanie niż sagę), ale dodane lokacje bardzo dobrze kleją się z tymi, które poznaliśmy dotychczas. Nie czuć też w jakikolwiek sposób, że oszczędzano na dodatkach, bo to „tylko DLC” – nowości zasługiwałyby na miano osobnej, bardziej liniowej gry. Poza paroma nowymi przedmiotami, talentami i usprawnieniami systemu walki dostaniemy w swoje ręce również potężne słowa runiczne. Wykonując stosowne zadania i płacąc sowite sumy specjaliście od run, otrzymamy możliwość wzmocnienia ekwipunku o specjalne zdolności. Niektóre z nich są dość żartobliwe (pierogowa runa, dzięki której wszystko smakuje jak pierogi, zauroczyła mnie), inne pozwolą nam na zwariowane zabawy z buildami postaci. Wyobraźcie sobie odzyskiwanie adrenaliny czy życia za każdy cios, a potem wejście w tłum z młynkiem. Albo wzbogacenie lekkiej zbroi o właściwości ciężkiego rynsztunku. Albo sprawienie, że miecz będzie przy uderzeniach rzucał za nas Igni. Do takich zabaw potrzebne będą fundusze godne Sknerusa McKwacza, ale efekt przy odrobinie pomyślunku i planowania może być piorunujący. CDP Red hołduje zasadzie, że przesadzona siła przedmiotów daje więcej radości, niż nudny balans. Zgadzam się z nimi całkowicie, mając tylko nadzieję, że z którymś zestawem run nie powtórzy się casus Quena, przez który w poprzednich wersjach Wiedźminów inne znaki często były po prostu zbędne. Nie powinno być też problemu ze zdobywaniem elementów do craftingu – wszystko możemy zakupić na miejscu.

Co można jeszcze dodać? Jestem diabelnie podekscytowany. Takiej historii o Wiedźminie – pozbawionej ogromnych intryg, skupionej na mniejszych historiach w tym świecie, weselach wieśniaków i szlacheckich układach – historii, w której Geralt chce po prostu dożyć kolejnego dnia, doczekać słodkogorzkiego zakończenia, wyczekiwałem od dawna. Do diabła, sam snułem sobie w głowie plany, jak wyglądałaby tego typu opowiastka w moim wykonaniu. Ludzie pytali mnie już kilka razy „Ty? Ty jesteś podekscytowany Wiedźminem?”. Odpowiadam – tak. Cholernie. A jeśli ja się ekscytuję, maniacy poprzednich gier CDP powinni chyba jeszcze bardziej.
Cieszy:
– fabuła w stylu opowiadań, nie sagi
– quest z weselem niszczy i zabija
– runy to ciekawy dodatek
– bossowie prezentują się bardzo dobrze
– frajda, frajda, frajda
Niepokoi:
– build, który ogrywałem, nie miał jeszcze załatanych wszystkich problemów z balansem
– trooochę za dużo tu nawiązań
– trzymam kciuki, żeby na ostatniej prostej fabuła nie wykonała efektownego koziołka w rów (okej, póki co nie mam powodów do zmartwień, ale taka jest moja natura, że się martwię)

Czytaj dalej
18 odpowiedzi do “[Już graliśmy] Wiedźmin 3: Serca z Kamienia”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
„Odrobina Poświęcenia”, widać, że profesjonaliście sprawdzają wszystkie możliwe źródła XD
No niesamowite, że popełniono błąd, zupełnie jakby tu ludzie pracowali.
Mam pytanko dotyczące tekstu – ile w tym jest spoilerów? Pytam, bo jak na tak długi tekst, a tak krótką rozgrywkę, to wydaje się, że nie może ich nie być. Dlatego wolę tego nie czytać.
Gaunter O’Dim – brzmi to niepokojąco podobnie do imienia i nazwiska innego antybohatera z popularnej sagi fantasy. Na 100% to nie przypadek i to mrugnięcie okiem do fanów „Mrocznej Wieży” Kinga.
@jaQQu- człowiek w czerni??
Mam dylemat – kupować ASAP po przejściu podstawki czy może jak wyjdzie drugi dodatek i kupić je razem? :/
@Sachees ASAP ASAPAF, bardzo ASAP
@aleksdraven To na pewno nawiązanie do Mrocznej Wieży, przynajmniej mi się tak od początku wydawało jak go tylko spotkałem w karczmie.
Czy w tekście są jakieś spojlery? Jakiekolwiek?
Czy obszar z dodatku też zawiera milion nic nie wnoszących zapychaczy w postaci znaków zapytania na mapie jak w podstawce Wiedźmina 3 czy Dragon Age Inquisition? Ile tam sensownych questów fabularnych – czasowo lub ilościowo?
@Kugger|Są
@Silvaren Przecież w podstawce W3 masz pełno ciekawych, rozbudowanych questów… Zapytajniki to tylko dodatek, ale chyba nie przeszkadzają, prawda?
@Kugger – od zarąbania… Niestety się naciąłem srogo…
Ja gram właśnie w podstawkę i pierwsze co zrobiłem to wyłączyłem te wszystkie pytajniki. Jeśli coś znajdę to dzięki własnej eksploracji a nie wszystkowiedzącej minimapie.
@sebogothic – zrobiłem to samo i nie żałuję
@Sachees Osobiście proponuję ACAB
Czemu Shani taka brzydka?
deZoo|Zobacz gameplay z tego DLC a zobaczysz, że Shani śliczna jest:)