rek
rek

[Papka] Flight Simulator X: Steam Edition [nie-recenzja cdaction.pl]

[Papka] Flight Simulator X: Steam Edition [nie-recenzja cdaction.pl]
Jest gatunek gier, który ma w sobie tyle seksapilu, co mokra ścierka. Gatunek, który – i owszem – zajmuje umysły, ale bieglejsze od moich. Który – dla przeciętnego zjadacza GTA – tonie w ziewnięciach i wzruszeniach ramion. Prywatnie nie brałbym się z nim za rogi, sęk w tym, że zostałem do tego, by „nad poziomy wylecieć”, niejako przymuszony(*).

Nie zamierzam udawać, że piszę recenzję, mało tego: przyznaję się do rażącej niekompetencji – symulatory lotów nawet nie zbliżają się do otaczającego moje serduszko osierdzia, w dodatku – jako rasowy każul – pielęgnuję pewne wewnętrzne bariery, to powtarzając sobie, że ich klawiszologia jest zbyt rozbudowana, reguły zbyt skomplikowane, a życie zbyt krótkie, by przez 10 minut utrzymywać kurs, za jedyną atrakcję mając breję własnych myśli. Do tego, że może czaić się tu Zabawa, próbował mnie przekonać Microsoft Flight Simulator X, koprodukcja aż trzech developerów, a zarazem marka, którą Małomięccy rozwiją dłużej nawet (o trzy lata) niż Windowsa.

„Podstawka” miała premierę w 2006, „edycja Steamowa” wciąż pachnie świeżością. Seria zawsze była chwalona za realizm… sęk w tym, że użytkownik przyzwyczajony do lotów w GTA V czy innym Saints Row IV (gdzie – przypomnę – nie potrzeba nawet samolotu), pojmuje „latanie w grach” jako proces w dużej mierze zautomatyzowany, patrzy nań jak na kolejną, gameplayową zabawkę. Tymczasem nazwa „symulator” nie wzięła się we Flight Simulator znikąd. Już do pierwszego samouczka naturszczyk podejdzie ze trzy razy, nijak nie mogąc się (pomimo tego, że przecież przez ekran przelatują napisane prostym angielskim ściany tekstu, odczytywane zresztą przez głos, który uśpiłby doświadczonego użytkownika kolumbijskiej koki) chociażby rozeznać w rozbudowanej klawiszologii. Pewnym rozwiązaniem jest odkurzenie joysticka, o który to poprosiłem kolegę redaktora enkiego. I tu zaczęły się moje kłopoty.

Narzekałem w duchu na odwrócone sterowanie, ale jakoś udawało mi się – z pomocą tego prowizorycznego drążka – opanować kurs nawet bez grzebania w opcjach. Wszak pierwsze zadanie nie należy do trudnych – ot, wystartuj samolot, przeleć przez oznaczone strefy i wyląduj na niedalekim pasie. Ten ostatni etap nieco zakłócił mi MQc, filmujący moje lotnicze przygody drżącą od śmiechu komórką. Powód heheszków naczelnego był prozaiczny, otóż… trzymałem joystick odwrotnie [Patrz: zdjęcie – to nie było pozowane! – dop. MQc]. Nic to – myślę – skoro Bruce Dickinson z Iron Maiden radzi sobie z pilotażem, to i ja (mimo mizernych początków) mam szansę zostać nowym Janem Zumbachem (na marginesie – jeśli człowieka nie znacie, bardzo polecam lekturę „Ostatniej walki”. To nie tylko as przestworzy, ale i nader sprawne pióro).

Nic bardziej podobnego. Kolejne samouczki powtarzałem już rzadziej, głównie dlatego, że gra mądrze dozuje informacje. Minizadania uczą nowych mechanizmów powoli, sukcesywnie przypominając te już poznane, ostatecznie jednak każąc połączyć wiadomości we względnie spójną całość. Ta „nauka” bywała interesująca, sęk w tym, że obrastanie w nowe informacje okupione jest długimi minutami wpatrywania się w odległe punkty i ciągłego regulowania kursu. Flight Simulator jest tytułem adynamicznym, rozpisanym na długie godziny niespiesznego lotu, a tempo podkręcić w nim trudno (nie pomogło nawet zapuszczenie „Danger Zone” Kenny’ego Logginsa). Nic dziwnego, bo nie miał nim być. Boleśnie udowodniłem samemu sobie, że dysponuję proletariackim gustem, który nie pozwala mi się tym spokojem cieszyć. Wcale nie pomaga też wpisana w gusta współczesnych graczy „potęga smaku” – to pełnokrwisty symulator, którego twórcy nie chcą cieszyć oczu swoich odbiorców, ale budzić ich uznanie realizmem i gameplayową głębią.

Misje są przy tym cholernie różnorodne – od wycieczek krajoznawczych w rodzaju 45-minutowego lotu przez Hawaje, uatrakcyjnionego komentarzem przewodnika, przez wyścigi, patrole, poszukiwania zaginionych w górach (albo nad morzem bałtyckim, bo i niby czemu nie!), po zadania o charakterze militarnym. Jeśli tylko w twoich żyłach płynie paliwo lotnicze – nudzić się nie będziesz. Zwłaszcza że gra co i rusz rzuca nas w inne rejony (tyleż wiernie oddane, co siermiężne), jak i za stery kolejnych maszyn, w jej hangarach znalazło się miejsce dla kilku Boeingów, Cessny i śmigłowca Robbinson R22 Beta II.

To potężny tytuł, który budzi uznanie pietyzmem konstrukcji, a zarazem koncepcja rozgrywki, z jaką niełatwo się zmierzyć. Nie mam kompetencji, by wymądrzać się na jego temat, mogę natomiast napisać, że w ciągu kilku wspólnie spędzonych godzin przeżyłem nietuzinkowe doświadczenie. Stąd i ocena.

Ocena: bzz… chrrrr… wrrr…/10

 

(*) posłowie

Tekst jest elementem pokuty, jaką musiałem wykonać po przegranym zakładzie z MQc-em. Założyliśmy się z naczelnym o to, jak szybko czytelnicy rozgryzą nasz tajny przekaz, ja zaś (ewidentnie Was niedoceniający) położyłem na szali spisanie artykułu na taki temat, jaki obmyśli dla mnie ten, kto ów przeciek rozgryzie.

Użytkownik Beeroslav odgadł naszą zagadkę (zbyt) szybko, po czym wysłał następujące polecenie:

Czołem,

Wyrok zapadł. Proszę przekazać imć Papkinowi, że czekają go chwile grozy podczas pisania artykułu na temat (fanfary!): „Zdań kilka na temat, którego poruszyć z własnej woli za żadne pieniądze bym nie chciał”.

Niniejszym ogłaszam wszem wobec: kończę paradowanie w pokutnym worku, bo też pisania o symulatorach lotów – nawet mając po prawicy Mac Abrę z M15, a po lewicy MQc-a z glockiem wymierzonym w moją obolałą głowinę, zwyczajnie bym się nie podjął. 

rek

27 odpowiedzi do “[Papka] Flight Simulator X: Steam Edition [nie-recenzja cdaction.pl]”

  1. Tak się właśnie zastanawiałem co mi nie gra na tym zdjęciu xD

  2. Właśnie słuchałem sobie Danger Zone, kiedym w ten artykuł wlazł.

  3. Ta fotka Papkina z odwrotnym stickiem prosi się o lądowanie na kwejku z jakimś dopiskiem 😀 |I pamiętajcie by nie bawić się w hazard, chyba że macie pewność wygranej 🙂

  4. Czy ja dobrze widzę Znak Udręki?

  5. Felion303 – yup. Może nie artykułuję tego na łamach pisma za często, ale mam bzika na punkcie Tormenta 😉

  6. no ej… dlaczego tylko fotka? Przydałby się ten filmik z dowodami na to, że jak nie raz było wspominane, Papkin faktycznie jest pocieszną (i jakże genialną, swoją drogą) redakcyjną pierdołą 🙂

  7. Mogłeś wybrać mojego ukochanego Il2 1946 czy Lock On, tam przynajmniej po zabawie opcjami byłbyś w stanie mieć dobrą zabawę (pewnie zakończoną widokiem rozpadającej się maszyny w kuli ognia), nie ma przecież wspanialszej rzeczy niż próba lądowania B-29 z płonącymi silnikami gdzieś w środku pola. |FS:X nawet dla mnie jest zbyt hardcorowy i spokojny, a byłem swego czasu robić pełne kilkugodzinne patrole w Silent Hunterze

  8. Papkn – Wiedziałem, że jest Twoją ulubioną grą (moją zresztą też), ale wolałem się upewnić.

  9. MagickStalker 29 kwietnia 2015 o 19:10

    Są Maiden’i – jest plusik ode mnie 😉

  10. RIP – skoro nazywasz mnie „pierdołą”, bądź gotów na to, że już wkrótce Twój nick stanie się bardziej adekwatny. 🙂

  11. Najlepsza recenzja, jaką czytałem 10/10 Trzymanie patyka radości 2/10

  12. @Papkin: RIP w znaczeniu „Redakcyjny Irytator Papkina”, czy może „Rosnący Inhumanitator Papkina”? Albo „Recenzent Insultacji Papkinowych”?|A Cierpienia Młodego Cerbera zawsze czytam z przyjemnością. Piszący jest jednym z moich ulubionych autorów Młodej Redakcji. Ma niesamowity wręcz talent, niespotykany zwłaszcza u tak młodych szczeniąt. (Hi, hi, hi) 😉

  13. Papkin|Zbyt rozważnie przemykam po forum i wrocku 🙂 Zresztą…i tak pomylilbys nick i zaszkodził jakiemuś bogu ducha winnemu VIPowi 🙂

  14. PS. W piątek plywam po Odrze. Świadomie, w dzień i nie moczac stopy 😛

  15. Sie ludzie smieja z politykow, co sluchawek na glowe nie potrafia zalozyc, a tu prosze – profesjonalny gracz i tez z technologia ma problemy 😛

  16. Chciałem tylko zauważyć, iż zabrakło „Five Miles Out” Oldfielda… 😉

  17. M-15> Papkinie, a coz to takiego? Nastepnym razem napiszesz historie karabinkow szturmowych, uwazaj! 😛 No chyba, ze miales na mysli PZL M-15 Belphegor ale wizja Mac Abry trzymajacego w rece odrzutowy (!!!) samolot rolniczy, by ci nim przylozyc, jest przerazajac nawet dla mnie.

  18. Za dużo entuzjazmu między wierszami, ale niech tam – zadanie uznaję za zaliczone 😉

  19. @Smuggler|Papkin na symulatorach lotu może się nie zna ale na karabinach już tak 😉 M15 – jedna z wersji karabinu M14

  20. O tam, oj tam. Każdemu mogło się przydarzyć. A może papkin postanowił być hardcorem i latać do tyłu? 😀

  21. Guardsman – właśnie wpisałeś się na listę, której przyjrzę się, gdy będę już miał karabin, a mój guz mózgu urośnie do rozmiarów pomarańczy. RIP – teraz mam inny żywioł wiodący. Właśnie uszedłem z życiem z pożaru 😉 Dj Ogi – nie wspominając o Flying High Again Ozzmana 🙂 Smuggler – nie wierzę, że na tym polu chcę z Tobą polemizować, ale… le_Fey ma rację! Beeroslab – grazie! Dzięki Tobie mam zamiar uważniej się zakładać 🙂

  22. … i uważniej spisywać ksywki. „Beeroslav”, oczywista.

  23. Spoko, milimetry różnicy między „b” a „v” 🙂

  24. @Papkin: Hmm… Przyjrzysz się liście z karabinem w ręku… I co z tą listą zrobisz? Bo ja mam wiele pomysłów, co można by z taką listą zrobić. Samolocik albo żurawia origami na przykład. Albo papierowy kapelusik.

  25. Trzeba papkina wystrzelić z armaty, to mu się joystick przestawi 🙂

  26. Ewentualnie trzy maleńkie obróżki (albo sto, zależnie od wersji).

  27. Mości Papkinie! Tak właśnie po tekstach wać Pana w domyśle uważałem, żeś jak i ja fan Tormenta. Jako, że planuję sobie zrobić również taki tatuaż i również na lewej ręce (bezimienny miał na prawej) czy byłaby możliwość obejrzenia jak tenże tatuaż wyszedł? Nie muszę chyba wspominać, że będę dozgonnie wdzięczny… 🙂

Dodaj komentarz