rek
rek

[Po mojemu] Tales from the Borderlands ? moja historia

[Po mojemu] Tales from the Borderlands ? moja historia
Przed premierą The Vanishing of Ethan Carter tu i ówdzie przewijało się pojęcie “historii dziejącej się w głowie gracza”. Mimo sympatii dla environmental storytellingu nie wiedziałem do końca, co to pojęcie oznacza wprost – i dalej nie wszystko jest jasne, bo w grę Astronautów jeszcze nie grałem. Ale po Tales from the Borderlands mam jako takie pojęcie.

Od lat prowadzę krucjatę na rzecz Borderlands i choć nie dostaję profitów ze sprzedaży, jej wyniki mnie cieszą. Chociażby dlatego, że przez lejącą się z ekranu frajdę trzeba podstawiać kuwetę pod monitor. Albo dlatego, że przez brak trybu rywalizacji w multiplayerze trudno się wściekać na cokolwiek. Ale dziś o czymś jeszcze innym, bo bohaterką jest Tales from the Borderlands – produkcja dokonująca rzeczy praktycznie niemożliwej, czyli udanego bazowania na fabule shootera.

Można się przekomarzać i słusznie wyciągać kolejne przykłady FPS-ów z solidną historią, ale nie oszukujmy się – nie strzelamy dla dialogów czy moralnych rozterek. Fabuły shooterowe mają być na tyle płaskie, byśmy mogli je zdeptać w wyskoku, prując do wrogów z kałacha. Borderlands działa podobnie, ale próbuje się odwdzięczyć. Wali w oczy easter eggami, nawiązaniami i szwadronami barwnych postaci tak mocno, że nie ma siły – któryś pocisk w końcu trafia criticala.

I chyba dlatego zapowiedź Tales from the Borderlands nie dziwiła tak, jak news o przygodówce w świecie Minecrafta. Seria Gearbox dostarczyła po prostu mocnego materiału, z którego Telltale wyczarowało świetny start nowej serii. Przy okazji sprawdziła się niezawodna metoda – chcąc zadowolić każdego, sięgnij po znaną markę i ubierz ją tak, żeby nowi chcieli ją lepiej poznać, a wyjadacze pływali w nawiązaniach zrozumiałych tylko dla nich. I na tym opiera się moja historia w Tales.

Spoilerów brak, spokojnie

Scena w barze. Miejscowy wykidajło po bójce z niewygodnym klientem przyznaje, że (niech diabli wezmą wolne tłumaczenie) skubaniec miał tarczę Maliwana, co było porażające. Gdybym nie znał kontekstu, scenę widziałbym tak – większy chce stłuc mniejszego, tamten ma osłonę, co zaskakuje naszego pakera, bo intelektem nie grzeszy, a i brudnego konusa nie podejrzewa o stawianie oporu. Ale ja grałem w Borderlands! I wiem, że osłony Maliwana rażą prądem, więc widzę całe zamieszanie inaczej. Jedno zgrabne zdanie spójnie skleiło się ze stylem narracji Tales, w którym sceny regularnie są projekcjami wyobraźni bohaterów. Oczywiście, splatając się tak, że czasem nie ogarniamy, co jest prawdziwe.

W większości przypadków jednak nie ma z tym problemu

Gdzie indziej natykam się na wypchane ciała postaci, którym zdążyłem kiedyś odstrzelić głowy – eksponaty wywołują kolejne wspomnienia. Gdzieś pojawiają się przedmioty – odruchowo szukam fioletowego i pluję sobie w brodę, że na kupno najlepszego brakuje mi dychy. Zrzucają mi robota? No, przecież, że ma mieć rakiety! Tylko lamusy strzelają karabinem z pojazdu, kiedy mogą mieć nieograniczoną amunicję w wyrzutni.

Lecę już po łebkach, bo nie chcę wam psuć zabawy, tylko zwrócić uwagę na coś, co cały czas mną kieruje w grze…

Ja ten świat znam doskonale.

Wiem gdzie się podziać, wiem jak co działa i wszystko robię odruchowo. Setki godzin robią swoje. Nieco przewidywalne już chwyty Telltale (jednakowa forma designu kolejnych serii jest coraz bardziej dziurawa) rzucają się w oczy, ale można je przymknąć. W przeciwieństwie do The Walking Dead mam gdzieś, że to nie ja pociągam za sznurki. Wreszcie się czuję bohaterem w świecie skrojonym dla mnie na miarę. Tales from the Borderlands to moja historia.

rek

8 odpowiedzi do “[Po mojemu] Tales from the Borderlands ? moja historia”

  1. A, jak to widać, Telltale zamiast robić po równo, robi to co się lepiej sprzedaje – Grę o Tron. Też mam kilkaset godzin w Borderlands 2 (150+ na piracie, reszta oryginał D:), i faktycznie – Każdy kto grał, detale widzi inaczej 😀 Tylko teraz czekać, aż łaskawie wypuszczą ten drugi epizod… :/

  2. Chciałem to kupić. Ale potem zobaczyłem że to nie gra tylko interaktywny serial. Postoję i poczekam, 100 zł piechotą nie chodzi

  3. Fajnie się w to „gra”? No jak „grać” to tylko na youtube – w tej roli „gry” Telltale, nie przeczę, się sprawdzają. I jeszcze jak tanio 😉

  4. Ja nawet nie uznaję premier pojedynczych epizodów od Telltale. Dla mnie te gry wciąż są w produkcji. Zostaną skończone dopiero wtedy, gdy wydadzą cały sezon.

  5. @Down no, to chyba oczywiste że są w produkcji cały czas… :s

  6. Pisząc „te gry” miałem na myśli sezony. Dla mnie sezon to dopiero cała gra, a epizody ignoruję. Wolę przejść wszystko za jednym zamachem, a nie grać, czekać, grać, czekać, grać, czekać…

  7. Siemankos12 1 marca 2015 o 01:49

    Bardzo dobra GRA, tak to gra… szczerze mogę powiedzieć że jak na razie najlepsza z produkcji Telltale chociaż zobaczymy czy reszta episodów będzie trzymała tak wysoki poziom jak Episode 1 🙂

  8. Raddenson11 1 marca 2015 o 08:09

    @AnarkyPL |Ja to tam lubię czekać, bo wtedy to jest faktycznie serial – Między odcinkami jest czas na teorie układane z innymi grającymi, domysły i tym podobne :b

Dodaj komentarz